Czteropiętrowy blok przy ul. Hallera w Świdniku. Obszerne M4 na parterze. Damian K. mieszkał w nim z matką. - Szedłem do pracy i usłyszałem wielki huk. Fragmenty szyby i rolet wylądowały obok mnie - opowiada mieszkaniec Świdnika. Eksplozja w mieszkaniu wyglądała na wybuch gazu. Na pomoc ruszyli świadkowie. Pierwszy znalazł się na miejscu Paweł R. - W przedpokoju był mężczyzna. Ubranie na nim już się spaliło. Wyprowadziłem go z mieszkania i spytałem, czy ktoś jest jeszcze w środku. Potwierdził - opowiada Paweł R., który w tym momencie usłyszał płacz dzieci na I piętrze i ruszył, aby im pomóc. - Żałuję, że nie szukałem kobiety, która płonęła, a pomogłem jej katowi - mówi.
Teraz wiadomo, że wybuch był niezaplanowanym efektem próby zabójstwa Marleny, która chciała zerwać z Damianem. - Po moim trupie - miał jej powiedzieć 29-latek przy znajomych. Feralnego dnia kobieta przyszła do niego porozmawiać, tak jak ją o to prosił. Wtedy przystąpił do realizacji szatańskiego planu. Miał kanister z benzyną. Oblał Marlenę i podpalił. Chciał uciec, ale nastąpił wybuch - nie zauważył bowiem, że paliwo wylało się też na dywan i jego ubranie - płomień szybko doszedł do kanistra.
Damian, po tym jak z mieszkania wyprowadził go Paweł R., wszedł do mieszkania sąsiadki. Tam próbował poderżnąć sobie gardło nożem. Potem wyskoczył przez balkon. Marlenę wynieśli z mieszkania ratownicy. Była cała czarna, spalona. Oboje trafili do Wschodniego Centrum Leczenia Oparzeń i Chirurgii Rekonstrukcyjnej w Łęcznej, są w śpiączce. Mają oparzenia ponad 80 proc. powierzchni ciała.
- Wstępne ustalenia wskazują, że mężczyzna próbował pozbawić życia kobietę. Wszczęliśmy śledztwo w kierunku usiłowania zabójstwa - informuje Agnieszka Kępka, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.