- Widziałem najpierw auto, a za nim w pewnej odległości dwa pieski ciągnące sanki z dziewczynką - opowiada Ignacy Folwarczny (60 l.), świadek wypadku. - W pewnym momencie auto zatrzymało się przed skrzyżowaniem, ale psy pociągnęły sanki z dzieckiem dalej. Wpadły na posesję, której pilnowałem. Już wtedy mogło dojść do kraksy. Ale ojciec kontynuował kulig. Nie minęło 15 minut, gdy doszło do tragedii - dodaje pan Ignacy.
Na zaśnieżonej ulicy samochód przejeżdżający obok kuligu wpadł w poślizg i uderzył w siedzącą na saneczkach Julię. Po reanimacji dziewczynka trafiła do Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. Jest w ciężkim stanie.