Do tragedii doszło w poniedziałek w miejscowości Łęki Górne. Mały chłopiec beztrosko bawił się na zjeżdżalni w ogrodowym placu zabaw. W pewnym momencie dziecko owinęło sobie wokół szyi sznurek, będący częścią konstrukcji zjeżdżalni - sznurek przyczepiony był do barierki i miał ułatwiać dzieciom wspinanie się po schodach zjeżdżalni. Podczas zjazdu sznurek niefortunnie zacisnął się, a chłopiec stracił przytomność. Świadkami zdarzenia byli bliscy Filipa, którzy co chwilę doglądali zabawy chłopca w ogrodzie.
Rodzina jest zrozpaczona sytuacją, nie potrafi się pogodzić z tragiczną śmiercią małego dziecka - To był nasz kochany aniołek. Cały czas pilnowaliśmy i doglądaliśmy go - mówi dziadek Filipa na łamach Fakt.pl. Rodzice stworzyli swoim synom w ogrodzie prywatny plac zabaw, który miał być atrakcją dla nich w ciepłe dni. Tragicznego popołudnia matka chciała zawołać synka do domu na ciastko. Jak ujrzała nieprzytomne dziecko leżące na zjeżdżalni, nie mogła w to uwierzyć. Rodzina szybko zareagowała, ojciec zaczął reanimować Filipa, po czym przyjechała karetka. Dziecko natychmiast zostało przewiezione do szpitala w Tarnowie, lecz mimo niezwłocznej interwencji i pomocy lekarzy 4-latka nie udało się uratować, chłopczyk zmarł.
Zobacz też: 4-latek UDUSIŁ SIĘ na zjeżdżalni. Dramat pod Dębicą