- Na razie nie sposób powiedzieć, jak doszło do tej tragedii. O tym, czyja to była wina, zadecydują biegli - mówi prokurator Alicja Szram, szefowa Prokuratury Rejonowej w Brodnicy, która prowadzi śledztwo w sprawie wypadku w Bobrowie.
Bobrów to niewielka wieś pod Brodnicą. Krzyżują się w niej dwie drogi powiatowe. Wczoraj przed dziewiątą rano po jednej z nich jechała karetka pogotowia. Wiozła chorego do centrum onkologii w Bydgoszczy. Za kierownicą siedział Paweł G. (24 l.), obok niego - Monika G. (28 l.). On był kawalerem, ona właśnie wróciła do pracy po urodzeniu pierwszego dziecka. Oboje byli ratownikami medycznymi. - Takimi prawdziwymi, z powołania - podkreślają ich przełożeni.
Zobacz: Tragiczny wypadek w Rogoźnie. Mateusz N. powinien odpowiadać za zabójstwo!
Osobowe BMW prowadziła kobieta. To ona poruszała się po drodze z pierwszeństwem przejazdu. Dlaczego nie ustąpiła drogi karetce? Czyżby pojazd ratowników, jak twierdzą świadkowie, nie miał włączonej syreny? Na asfalcie nie było widać śladów hamowania. Czy dlatego auta uderzyły w siebie z tak ogromną siłą? Karetka uderzyła jeszcze w drzewo i dachowała, BMW wyleciało na pobocze...
Na razie pewne jest jedno: więcej szczęścia od ratowników mieli pacjent i jego żona, którzy jechali karetką, oraz kierowca BMW. Odnieśli tylko drobne obrażenia. Ciała ratowników wydobyć przybyli na miejsce strażacy. Zgon stwierdził lekarz z pogotowia z Brodnicy, kolega z pracy ofiar wypadku.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail