Na razie Adam Małysz (30 l.) i spółka zawodzą kibiców. Czterokrotny zdobywca Pucharu Świata ląduje w tym sezonie bliżej niż rywale - najlepszym miejscem "Orła z Wisły" była siódma pozycja w Trondheim. Ciągle narzeka na kłopoty z pozycją najazdową i odbiciem.
Testy fizyczne Małysza nie wypadają dobrze. Najnowsze badanie, przeprowadzone w austriackim Ramsau, gdzie Polacy do wczoraj trenowali, nie poprawiło humorów w polskiej ekipie.
Małysz słaby w testach
- Testy nie kłamią: pokazują niestety, że Adam wciąż jest daleko od szczytowej formy - mówi Lepistoe "Super Expressowi". - Chociaż nie ma też tragedii, bywały już w tym sezonie gorsze wyniki. Kłopot w tym, że niedostatki fizyczne przekładają się na technikę skakania, którą w takiej sytuacji łatwo można popsuć - tłumaczy fiński trener. - Rozmawiałem z Adamem i moim zdaniem wszystko jest jasne - każdy wie, co ma robić.
Rewolucji nie trzeba
Kiedy coś drgnie w formie polskich skoczków? Lepistoe rozkłada ręce i nie chce mamić obietnicami. - Chciałbym, żeby na przełomie roku, w okolicach Turnieju Czterech Skoczni, można było zobaczyć poprawę, ale czy dyspozycja wróci za dwa, trzy tygodnie? To nie jest niemożliwe, ale żadnej gwarancji dać nie mogę. Zresztą nikt rozsądny by jej nie dał.
I nie ukrywa: - Z taką sytuacją mam do czynienia pierwszy raz w karierze. Potrzeba nam teraz spokojnej pracy, czasu, mimo że mamy go bardzo mało.
Fin nie jest zwolennikiem pomysłu, by zwinąć manatki, przestać jeździć na zawody Pucharu Świata, a w zamian w ciszy i spokoju odzyskać świeżość na treningach.
- Moim zdaniem zareagowaliśmy na problemy odpowiednio wcześnie i nie musimy gwałtownie zmieniać programu sezonu - wyjaśnia trener reprezentacji. - Nie wpadam w panikę, bo nie potrzebujemy żadnej rewolucji. To dopiero mogłoby nas pogrążyć.