Przed meczem "wojskowi" wiedzieli, że aby wyprzedzić w tabeli warszawską Polonię, muszą wygrać trzema bramkami. Słaba Lechia, która w drugiej połowie nie potrafiła sklecić ani jednej składnej akcji, nie była w stanie przeszkodzić Legii w realizacji tego celu. Wreszcie, kiedy Edson (31 l.) w swoim stylu trafił z wolnego w samo okienko, fani przy Łazienkowskiej mogli zakrzyknąć: "Mamy lidera!".
- Legia była pod każdym względem lepsza. Grała dla nas za szybko i tak nas zamęczyła, że po przerwie, nawet jak udało się czasem przejąć piłkę, to nie mieliśmy sił, żeby z nią coś sensownego zrobić - narzekał trener Zieliński, legenda Legii.
Obie bramki padły po pięknych podaniach Macieja Iwańskiego (27 l.), które wykorzystał Chinyama.
- Strasznie mnie to cieszy, bo w poprzednich meczach moja współpraca z "Chinnym" różnie się układała - nie krył satysfakcji "Iwanek". - Podałem mu w tym meczu trzy razy, a on strzelił dwie bramki.
Napastnik z Zimbabwe ma już w tym sezonie na koncie 7 goli - tylko dwa mniej niż król strzelców ubiegłego sezonu Paweł Brożek.
- Wszyscy wiemy, jaki jest Chinyama: zupełnie nieobliczalny. Nawet jak gra gorzej, to i tak warto na niego stawiać, bo nigdy nie wiadomo, kiedy znowu zaskoczy - mówił trener Urban.
W pierwszym składzie Legii niespodziewanie wystąpił były kapitan i symbol "wojskowych" Aleksandar Vuković.
- Liczę się z tym, że mógł to być mój ostatni występ przy Łazienkowskiej - przyznał serbski pomocnik, który nie dogadał się w władzami klubu i otwarcie mówi o zmianie pracodawcy. - Gdzie teraz będę grał? Chętnych jest wielu, ustawiła się cała kolejka. Od hiszpańskiej Primera Division do angielskiej Premier League. Teraz tylko nie wiem, który klub wybrać - Barcelonę czy Manchester United - żartował z szelmowskim uśmiechem "Vuko".