30 października płk Szeląg zapewniał na specjalnej konferencji prasowej, że biegli pracujący z prokuraturą pod Smoleńskiem nie stwierdzili na wraku samolotu materiałów wybuchowych. Była to reakcja na tekst Cezarego Gmyza, który w "Rzeczpospolitej" napisał o wykryciu śladów trotylu na szczątkach tupolewa. W rezultacie dziennikarz stracił pracę, odwołany został także redaktor naczelny "Rz" Tomasz Wróblewski. Tym bardziej szokująca jest wczorajsza wypowiedź prokuratora Artymiaka. - Według mojej wiedzy niektóre urządzenia, detektory w Smoleńsku wykazały faktycznie TNT - trotyl - oświadczył zaskoczonym posłom. Zaraz dodał jednak, że te same urządzenia wykazywały obecność trotylu zbliżane np. do pasty do butów.
Ta ostatnia wypowiedź zbulwersowała przedstawiciela producenta urządzeń wykrywających materiały wybuchowe Jana Bokszczanina. - Jeżeli spektrometr i jeszcze jakieś inne urządzenie wskazują, że był to trotyl, to prawdopodobieństwo, że go tam nie było, jest dla mnie równe zeru - zaznaczył ekspert.
Posłowie PiS obecni na posiedzeniu komisji zarzucili prokuratorom wprost, że kłamali w październiku, mówiąc o wskazaniach detektorów materiałów wybuchowych w Smoleńsku. - To red. Gmyz miał rację, a nie wy - grzmiał Mariusz Kamiński (47 l.). - Nie mieliście prawa tego ukrywać przed opinią publiczną - dodał.
- Dlaczego pan kłamał? - wtórował mu Antoni Macierewicz (64 l.).
Płk Zbigniew Rzepa, rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej, odmówił nam wczoraj komentarza na temat informacji podanych na posiedzeniu komisji sejmowej.