Członkowie Sekcji Prostaty Stowarzyszenia „UroConti” wskazują na dramatyczną sytuację pacjentów onkologicznych. Z powodu paraliżu onkologii w związku z pandemią i wynikającej z tego drastycznie małej liczby rozpoznanych przypadków raka prostaty w ubiegłym roku, czeka nas fala nowo rozpoznanych pacjentów. Już dziś brakuje lekarzy, a pacjenci zgłaszający się z zaawansowanym stadium nowotworu mają mniejsze szanse na wyleczenie.
Niewydolny system skutkiem pandemii
Jak podają eksperci, w ubiegłym roku wykryto o 20 procent mniej nowotworów (w tym nowotworu prostaty) niż obecnie. Nie oznacza to jednak, że było mniej zachorowań. Prawda jest dużo bardziej okrutna: co piąty pacjent nie został zdiagnozowany, bo np. nie zgłosił się na umówioną wizytę lub bał się zakażenia koronawirusem. W najbliższej przyszłości ten pacjent zgłosi się do lekarza w zaawansowanym stadium raka, gdy możliwości leczenia będą już mocno ograniczone. Do tego dochodzą braki kadrowe.
– Usłyszałem w telewizji, że w Krakowie, w którym mieszkam całe życie i tutaj się leczę, jeszcze pięć lat temu na jednego lekarza w Szpitalu Uniwersyteckim przypadało 2600 pacjentów, a dziś przypada 4200 – mówi Bogusław Olawski, przewodniczący sekcji prostaty Stowarzyszenia „UroConti”. –Najpierw przez rok zachęcaliśmy naszych członków, żeby nie odwoływali wizyt, żeby chodzili do lekarzy, bo COVID zabije ich być może, a rak na pewno, a teraz, kiedy wreszcie przestali się bać, utkną w gigantycznych kolejkach?
A przecież pacjenci onkologiczni nie mogą czekać. Stawką jest ich życie.
Diagnozujemy o 20 proc. mniej nowotworów niż kraje unijne
Zdaniem prof. Cezarego Szczylika, ordynatora Oddziału Onkologii Klinicznej w Europejskim Centrum Zdrowia w Otwocku w 2020 r. szansę na wczesne rozpoznanie, leczenie radykalne i wyleczenie straciło niemal 40 tys. osób! Podczas gdy w Unii Europejskiej rozpoznawało się 50 proc. przypadków nowotworów we wczesnym stadium, w Polsce było to zaledwie 30 proc. Wg prof. Szczylika wcale nie zwiększono nakładów na onkologię w Polsce, wzrosła jedynie liczba chorych. Rzeczywisty spadek zanotowano w kwestii wyceny stawek za chemioterapię. Na rynku są natomiast skuteczne leki, które wydłużają życie pacjentów, dlatego kluczowa w poprawie rokowań pacjentów onkologicznych wydaje się ich refundacja.
– Przez ostatni rok do naszego Stowarzyszenia docierały sygnały z oddziałów regionalnych, zarówno o wstrzymywaniu w wielu ośrodkach badań diagnostycznych jak i rezygnowaniu przez pacjentów, bez wcześniejszej konsultacji z lekarzem prowadzącym, z umówionych już wizyt. Bali się i choć to rozumiałem, bardzo starałem się ich przekonać, że takich wizyt nie można odkładać. Ale dziś sam boję się jeszcze bardziej – wyznaje Bogusław Olawski, mając na myśli braki kadrowe i finansowe. Wg danych resortu zdrowia w pierwszym kwartale br. w porównaniu do poprzednich lat liczba zabiegów onkologicznych spadła o 10 proc.
Bezradność i błaganie o pomoc
Według prof. Piotra Wysokiego, Kierownika Oddziału Klinicznego Onkologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, istnieje cała grupa nowotworów, w przypadku których nie ma badań przesiewowych. To oznacza, że w walce z chorobą konieczne jest odpowiednio wczesne zgłoszenie się do lekarza, diagnostyka onkologiczna i następnie rozpoczęcie leczenia. Ponieważ w zeszłym roku aż 20 proc. pacjentów nie zostało zdiagnozowanych – w tym roku pojawią się w gabinecie onkologicznym z powiększoną prostatą – wówczas leczenie chirurgiczne może być już niewystarczające. W sytuacji gdy nowotwór jest za duży, nie można go po prostu usunąć chirurgicznie, operację poprzedza chemia. Zdaniem profesora Wysockiego liczba pacjentów, którzy w ostatnich tygodniach zostali skierowani do natychmiastowego zastosowania chemioterapii przed operacją wzrosła aż czterokrotnie! – Cały system przez lata był na skraju wytrzymałości. Pandemia spowodowała, że to się teraz wszystko poskłada jak domek z kart – mówi prof. Wysocki.
Pacjenci żyją w strachu
Prof. Piotr Wysocki na łamach mediów opisywał dramatyczne telefony i wiadomości od młodych zdesperowanych pacjentów przesiadujących pod sekretariatem profesora w oczekiwaniu na pomoc. Jak wskazuje dr Aleksandra Tomaszek, psycholog współpracująca z Hospicjum Domowym Zgromadzenia Księży Marianów w Warszawie, pacjenci są przerażeni nie tylko diagnozą i koniecznością rozpoczęcia leczenia, ale też samą wizytą u lekarza w związku z sytuacją pandemiczną. Choć zaniechanie leczenia nowotworu – w przeciwieństwie do możliwości zachorowania na Covid-19 – to pewna śmierć, argument ten nie przekonuje pacjentów. Stres związany z możliwością zakażenia, czekaniem na diagnozę i leczeniem nowotworu pogarsza kondycję psychofizyczną pacjentów, negatywnie wpływa na relacje z rodziną, na pracę, a nawet wywołuje depresję z myślami samobójczymi. Tymczasem kluczowa jest wczesna diagnoza.
Brakuje lekarzy, finansów i czasu, zwłaszcza czasu, który teraz pacjenci będą spędzać w długich kolejkach, oczekując na chemioterapię. Zdaniem Stanisława Kiełbowicza, który z ramienia Stowarzyszenia „UroConti” reprezentował pacjentów z rakiem gruczołu krokowego podczas posiedzenia Parlamentarnego Zespołu ds. Onkologii, chorzy zostaną zmuszeni do brania kredytów, żeby móc się leczyć. – Nie możemy czekać aż coś się zmieni, bo czas, to jedyne czego nie mamy! – dodaje.