- To oznacza, że nie miał motywacji do podjęcia leczenia i terapia jest nieskuteczna - nie ma wątpliwości Czesław Michalczyk, psycholog, biegły sądowy z Łodzi.
Mariusz Trynkiewicz ma na sumieniu życie czterech nastolatków z Piotrkowa Trybunalskiego. Zwyrodnialec zgwałcił ich, a potem zabił. Jednego z chłopców udusił, wpychając mu do gardła gąbkę, trzech zarżnął nożem. Potem wywiózł ich ciała, spalił i zakopał...
Za poczwórne morderstwo został skazany na karę śmierci, którą w 1989 roku w efekcie amnestii zamieniono na 25 lat więzienia. Trynkiewicz wyrok odsiadywał w Zakładzie Karnym w Strzelcach Opolskich. Był tam poddawany terapii, ale uznano, że jest ona niewystarczająca, że pedofil nie ma szans na skuteczną resocjalizację i w 2012 roku zdecydowano, że musi trafić na leczenie do specjalistycznego ośrodka, który zajmuje się dewiantami seksualnymi. Trynkiewicz robił wszystko, by leczenia nie podjąć. W końcu po kilkumiesięcznych przepychankach przymusowo skierował go tam sąd. Morderca został przeniesiony do Zakładu Karnego w Rzeszowie, gdzie taki ośrodek funkcjonuje.
Zobacz też: Mariusz Trynkiewicz się zmienił? Mieszkańcy Piotrkowa nie wierzą, że potwór nie będzie ZABIJAŁ!
- Jeżeli ktoś nie ma motywacji do podjęcia leczenia, to właściwie nie ma większych szans na skuteczną terapię - mówi psycholog Czesław Michalczyk. - W tym przypadku leczenie było wymuszone, co nie może przynieść pozytywnych efektów. Trudno też mówić o skuteczności leczenia w warunkach zamkniętych, gdy pacjent nie ma do czynienia z bodźcami zewnętrznymi, czyli krótko mówiąc - z dziećmi. W przypadku pedofilów jedyną receptą na powstrzymanie ich przed recydywą jest stuprocentowa izolacja i kontrola.
Tymczasem Mariusz Trynkiewicz może opuścić więzienne mury już 11 lutego. Do rodzinnego Piotrkowa Trybunalskiego nie wróci, bo czeka go tam lincz. Ponoć ma zamieszkać gdzieś na Śląsku. Czy tam upoluje kolejną ofiarę?