Julia wyszła z domu tylko na chwilę. Chciała kupić sobie sok. Żeby dojść do sklepu, musiała przejść przez ulicę. Stanęła przed pasami, a gdy się upewniła, że nic jej nie zagraża, zaczęła przechodzić. Nagle na drodze pojawił się biały samochód.
- Musiał jechać szybko - opowiada dziewczynka, która cudem przeżyła wypadek. Nie miała szans uciec. Rozpędzone auto uderzyło ją tak, że przekoziołkowała w powietrzu i upadła na asfalt kilka metrów dalej. Dziecko z trudem przypomina sobie, co było później. Jakby obrazy z przeszłości oblepiła biała mgła. Julia widzi tylko twarz mężczyzny, który podnosi ją z jezdni i kładzie obok. Potem słyszy warkot oddalającego się auta. Dalej jest już tylko szpital...
Piratem okazał się Janusz M. (29 l.). Uciekł z miejsca wypadku, bo jak się dowiedzieliśmy, bał się, że policyjne badanie wykaże u niego alkohol w organizmie. Dlatego poprosił o pomoc brata.
- Po pewnym czasie na miejsce zdarzenia przyjechał mężczyzna, twierdząc, że to on jest sprawcą potrącenia - informuje Izabela Kolasa z czarnkowsko-trzcianeckiej policji.
Kiedy dziewczynka odjechała karetką do szpitala, mundurowi zaczęli przesłuchiwać kierowcę i świadków. Ten pierwszy zaczął się mylić w zeznaniach. Nie mógł np. przypomnieć sobie szczegółów zdarzenia. Twierdził, że to z powodu szoku. Wtedy do akcji wkroczyli okoliczni mieszkańcy.
- To nie on! To nie on potrącił dziewczynkę! - krzyczeli. Owszem, mężczyzna był podobny do sprawcy, ale inaczej ubrany. Zagadka szybko się wyjaśniła. Po trzech godzinach funkcjonariusze dotarli do właściwego mężczyzny.
- Okazał się nim 29-letni mieszkaniec Trzcianki. Był trzeźwy - mówi Kolasa.
Rodzice Julci mają nadzieję, że sprawca zostanie surowo ukarany. Poobijana dziewczynka szybko wraca do zdrowia. Wielka tragedia była jednak o włos.