"Super Express": - Dlaczego władze miasta nie porozumiały się z kupcami?
Jan Rulewski: - Myślę, że straciły cierpliwość i wiarę, że się z nimi dogadają. Żałuję, że nie doszło do kompromisu, bo kupcy byli w tym konflikcie lekko na plusie, tzn. mieli przewagę negocjacyjną. To władzom miasta zależało na tym, by kupcy wyszli z KDT na podstawie dwustronnego porozumienia. Powiem jako były związkowiec: kupcy powinni byli stawiać dodatkowe warunki.
- Która strona konfliktu ma rację?
- Władze nie ukrywały, że ze względu na rozbudowę miasta były pod naciskiem społecznym, żeby konflikt w końcu rozwiązać. Mają plany inwestycyjne, rozpisane przetargi itd. Z drugiej strony kupcy pracowali na pl. Defilad aż dwadzieścia lat. Gdy swego czasu jeździłem z niektórymi z nich na trasie Bydgoszcz - Warszawa, mówili mi o intratności i rentowności tego miejsca. Im nie chodzi po prostu o zmianę terenu na jakiś inny i doskonale to rozumiem. Mogli jednak ponegocjować z władzą o lepszą ofertę, na co pewnie ta by przystała.
- W 2006 roku za czasów PiS-owskich rządów w Warszawie obiecano kupcom właśnie ten teren pod budowę domów towarowych. Jednak władze miasta zmieniły się i umowy w końcu nie zawarto. Gdzie tu jest odpowiedzialność władzy za decyzję poprzedników?
- Ciągłość władzy jest, ponieważ umowa wciąż obowiązuje, ale teraz padła inna propozycja ze strony władz. Trzeba podkreślić, że one się bardzo spieszą. Są zatem w gorszej sytuacji niż kupcy, którzy czują się tam jak u siebie. Ci z kolei chyba zaparli się, że nie zmienią miejsca. I w ten sposób powstała sytuacja, która doprowadziła do interwencji sił porządkowych.
- Jak pan ocenia akcję policji?
- W demokratycznym państwie taka akcja policji nie powinna mieć miejsca. Użyto siły, a konflikt - powtarzam - można było rozwiązać na drodze porozumienia. Po wtóre, nastąpił konflikt kompetencyjny. Najpierw była interwencja komornika wraz z jego służbą, i policja stanęła raczej po jego stronie. Co więcej, mógł on załatwić sprawę w dwie godziny, ale z braku porozumienia między dwiema stronami konfliktu można było się domyślić, że tak się nie stanie. Komornik nie ma - że tak powiem - wyraźnie zarysowanego terminu katowskiego, zawsze może przesunąć egzekucję na później. Ale wtedy prawdopodobnie poproszono o pomoc policję i zaczęło się. Nie opracowano planu działania, przede wszystkim nie zorganizowano blokady, która odizolowałaby miejsce od ludzi postronnych, i w efekcie konflikt przesunął się na inne płaszczyzny społeczne.
Jan Rulewski
Senator PO, w latach
Kupcy nie są grupą przestępczą
"Super Express": - Przedwczoraj w samym centrum Warszawy w wyniku akcji likwidacyjnej Kupieckich Domów Towarowych doszło do gwałtownych starć między kupcami a egzekutorem i policją. Jak pani ocenia to starcie?
Elżbieta Jakubiak: - Działania sił prewencji były motywowane arogancją władzy. Kupcy z natury rzeczy nie są grupą przestępczą - to zwykli ludzie, w większości kobiety. Można było doprowadzić do rozmów. Prezydent Warszawy ma w spółce KDT udziały, swojego członka zarządu i radę nadzorczą. To niewyobrażalne, aby Hanna Gronkiewicz-Waltz działała przeciwko swojej spółce w taki sposób.
- Pole negocjacji znacznie się zawęziło, gdy kupcy stwierdzili: no pasaran!
- Szkoda mi kupców, tak łatwo na nich psioczyć.
- Niech pani ich broni. Ale "Super Express" przyjmuje tylko merytoryczną argumentację.
- W stolicy obowiązuje plan miejscowy, który przewiduje budowę hali kupieckiej. Istnieje również uchwała rady miasta, która przekazywała spółce KDT prawo do gruntu właśnie pod tą halą. KDT prowadziły rozmowy z miastem o wybudowaniu budynku - już nie prowizorycznego, lecz eleganckiego - który byłby zgodny z planem miejscowym. Mało tego, KDT zamówiły - uwaga na kwotę! - za 11 mln zł projekt tego budynku. Oprócz tej inwestycji kupcy zebrali około 50 mln zł po to, aby drugą część pieniędzy otrzymać z banku. Zachowali się więc dokładnie, jak wszyscy deweloperzy obecni na rynku - w całej Polsce nic się nie buduje za pieniądze z kieszeni, lecz za kredyty. Zatem kupcy zebrali konieczną część wkładu, a po następną wystąpili do banku.
- A bank zawsze żąda czegoś w zamian...
- Zażądał jakiegoś rodzaju prawa do gruntu. Od tego momentu kupcy zaczęli nalegać na miasto, żeby zadeklarowało, w jaki sposób ma być realizowana ta inwestycja.
- Co odpowiedziało miasto?
- Zaczęło oferować inne lokalizacje - odległe, ze złą komunikacją. Mimo to kupcy wybrali jedną z nich.
- Czyli gorzki, ale jednak happy end. Czemu ta umowa nie została skonsumowana?
- Ponieważ cena gruntu natychmiast wzrosła o 20 mln. W czasie gdy ceny spadają i gdy nie ma nabywców na grunty! Budowa wielkiej wieży, która miała powstać w Warszawie - apartamentowca projektu Daniela Libeskinda - została wstrzymana, bo nie ma pieniędzy. Dlaczego więc pani prezydent pogardziła pieniędzmi kupców, którzy chcieli zainwestować w budowę hali i robili to w porozumieniu z jej spółką? Uspokajam, że nie chcieli prawa do gruntu ani uwłaszczenia się na tym gruncie - nie ma takiej możliwości, żeby miasto przekazało pieniądze innemu podmiotowi bez przetargu lub prawa zachowania własności gruntu.
- Na wielkim pustym placu stoi pusta hala. Co dalej?
- Założę się z panem - niech "Super Express" pamięta moje słowa - że przez dwa lata na tym placu nic się nie będzie działo: ani budowa metra, ani budowa Muzeum Sztuki Nowoczesnej, na które minister Bogdan Zdrojewski, kolega prezydent Warszawy, odebrał środki unijne w wysokości 200 mln zł ze względu na opóźniający się proces inwestycyjny. A gdyby prezydent realizowała uchwały rady miasta, dziś nie byłoby tej wojny i kupcy wprowadzaliby się do nowego, estetycznego budynku
Elżbieta Jakubiak
Posłanka PiS, b. szefowa Gabinetu Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, b. dyrektor Biura Prezydenta Warszawy, b. minister sportu i turystyki