Tym razem był to pochówek symboliczny w rodzinnej wsi polityka - Węgój. Wcześniej jednak rodzina przeżyła absolutny koszmar. Miesiąc po pogrzebaniu ciała szefa BBN na warszawskich Powązkach musiała w tajemnicy dołożyć do grobu resztę jego ciała - przywieziony z opóźnieniem z Moskwy kawałek nogi.
- Tu na grobie rodziców zbudowaliśmy pamiątkową tablicę, żeby choć symbolicznie nasz brat był wśród najbliższych - mówi nam siostra ministra Krystyna Szczygło (54 l.).
Pani Krystyna, podobnie jak Aleksander Szczygło, nie założyła własnej rodziny. Przez to łączyła ich szczególna więź. Brat nie zapomniał o swojej siostrze nawet po śmierci. - U mnie nigdy się nie przelewało, zawsze żyłam bardzo skromnie. Aleksander zabezpieczył mnie na całe życie. On był dla mnie taki dobry. Zawsze pozostanie w mojej pamięci - mówi pogrążona w żałobie siostra.
Najbliższa rodzina szefa BBN wciąż nie może się otrząsnąć po straszliwych wieściach, które dotarły do niej 10 kwietnia. W dodatku bardzo długo nikt nie potrafił zidentyfikować ciała Aleksandra Szczygły. W końcu udało się rozpoznać szczątki prezydenckiego ministra po... marce papierosów w kieszeni marynarki, która przetrwała upadek samolotu. Badania genetyczne potwierdziły domysły rodziny.
- Na początku chcieliśmy brata pochować przy rodzicach w Węgoju. Potem zdecydowaliśmy się na pochówek na Powązkach - mówi pani Krystyna.
Już po oficjalnym pogrzebie siostra ministra dostała informację, że z Moskwy przylecą jeszcze szczątki brata, które nie zostały włożone do trumny chowanej w Warszawie. Na samo wspomnienie o tym siostra ministra cała trzęsie się z bólu. Musiała jednak wziąć się w garść. Kilka dni temu, w tajemnicy, w gronie najbliższych do grobu Aleksandra Szczygły na Powązkach dołożono resztę jego ciała.