Po niedzielnej mszy rezurekcyjnej kościółek zamknięto. Kolejne nabożeństwo miało się odbyć lany poniedziałek. Ale do niego nie doszło, bowiem wczesnym rankiem mieszkańcy zauważyli kłęby dymu unoszące się nad ich świątynią. Punktualnie o 7.02 rozpoczęła się akcja gaśnicza. Była bardzo utrudniona, bowiem wnętrze kościoła spowijały kłęby czarnego jak smoła dymu. A jednak strażakom udało się ogień zadusić. - Gdyby nie tak szybka akcja ratownicza strażaków z Sulęcina i naszych ochotników kościół spłonąłby doszczętnie - mówi pan Franciszek z miejscowej rady parafialnej. Jednak straty i tak są ogromne. Prawdopodobnie trzeba będzie wymienić dach, odmalować wnętrze. Są to jednak straty do odrobienia. Najbardziej bolesna jest bezpowrotna utrata stojącego w bocznej nawie obrazu Matki Boskiej, który jeszcze w 1945 r. teściowa pana Franciszka wraz z innymi pionierami przywiozła aż z Buczacza. po ołtarzu i obrazie pozostały zgliszcza. Obecnie biegli oceniają, co było przyczyną pożaru.
Zobacz: 40-latka CHCIAŁA się zabić nożem. Uratował ją policjant