Amelka i Sebastian dorastają razem, na jednym podwórku bieszczadzkiej wsi Myczków na Podkarpaciu. Tam właśnie ich dziadek Wiesław W. (58 l.) zostawił na ławce obok domu nabitą wiatrówkę.
Broń od razu przyciągnęła uwagę ciekawskiej dziewczynki. Amelka z typową dla dzieci przenikliwością zaczęła grzebać przy broni. Złożyła ją i wypaliła. Pech chciał, że prosto w brzuch swojego dwuletniego kuzyna. Chłopczyk padł na ziemię. Jego przeraźliwy pisk usłyszeli rodzice. Wybiegli na podwórko, gdzie zdjęci zgrozą zobaczyli, jak ich ukochany malec wije się z bólu w rosnącej kałuży krwi.
Na miejsce natychmiast przyleciał helikopter ratunkowy, który zawiózł Sebastianka do szpitala w Przemyślu. Tam malec przeszedł zabieg, po którym ciągle jest utrzymywany w śpiączce farmakologicznej. Rzecznik szpitala w Przemyślu Marek Ptaszyński uspokaja jednak, że stan chłopca jest stabilny, a jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Cały Myczków jest wstrząśnięty tragedią. Nikt nie chciał komentować zdarzenia, podkreślając, że rodzice dzieci to dobrzy ludzie i przytrafiła im się wielka rodzinna tragedia, którą bardzo przeżywa dziadek dzieciaków.
Nikomu nie postawiono zarzutów
- Jak ustalili policjanci, chłopiec i jego kuzynka bawili się przed domem, byli pod opieką rodziców i dziadka. Sprawę prowadzi prokuratura w Lesku, nikomu nie postawiono żadnych zarzutów. Na razie prowadzone są czynności wyjaśniające - mówi zastępca komendanta policji w Lesku podkom.Tomasz Balawajder.
Zobacz: Polskie F-16 PRZECHWYCIŁY rosyjski samolot! [NOWE FAKTY]