Wysoki, postawny mężczyzna w kolarskim stroju wsiada na rower. Kolarzówka to jego wielka miłość. Druga to jego żona, Irena. 84-letni Wacław Stanisławek z Warszawy oba uczucia łączy już od 61 lat. Do roweru zapałał miłością jednak dużo wcześniej. - Już jako mały chłopiec wsiadałem na damkę, która należała do mojej starszej siostry i brata. Musiałem ją wykradać, bo w życiu by mi nie pozwolili jej wziąć. Wsiadałem i pędziłem ile sił w nogach. To było cudowne uczucie.
Panu Wacławowi jazda na rowerze tak się spodobała, że gdy jako nastolatek razem z kolegą, Marianem uskładali z kieszonkowego, kupili sobie na spółkę stary jednoślad. Zaczęli trenować na torze, choć nie należeli do żadnego klubu.
- Byłem naprawdę szybki. Na tym złomie potrafiłem wyprzedzić zawodowych kolarzy – wspomina pan Stanisławek.
W końcu w latach 50. dostrzegł go trener jednego z klubów. Po kilku wygranych zawodach, dostał piękny niemiecki rower. Nowy. - To było jak spełnienie najpiękniejszego snu. Wspaniały niemiecki Diamant i ja na nim. Nikt mi nie wszedł na koło, gdy się ścigałem – opowiada z błyskiem w oku 84-latek.
Polecany artykuł:
Sukcesów było wiele. Medale, dyplomy, puchary. Wielka kariera zdawała się czekać na pana Wacława tuż za rogiem. - Cóż, dopadła mnie rzeczywistość. Ożeniłem się, zaczęły rodzić się dzieci. Trzeba było pracować, zarabiać. Czasy były ciężkie. Marzenia o wielkim kolarstwie, musiałem odłożyć na półkę – tłumaczy mężczyzna.
Wacław Stanisławek nigdy jednak nie przestał jeździć na rowerze. - Do pracy, z pracy, w każdej wolnej chwili – wylicza 84-latek.
Do dzisiaj niemal codziennie przejeżdża ok. 40-50 km. Bierze też udział w zawodach, na dodatek z powodzeniem. Wciąż ma na koncie medale i puchary. Trzyma formę, bo trenuje i… czyta „Super Express” od chwili gdy pojawił się na rynku prasy. - Od pierwszego numeru. Do tej pory trzymam listy, które wysłałem do redakcji w 1991 r. - mówi pan Stanisławek i dodaje, że wnuki i prawnuki będą miały pamiątkę. A wnuków ma piętnaścioro, prawnuków dwoje. - Tych ostatnich trochę za mało – śmieje się pan Wacław. 84-latek nie ukrywa, że rodzina jest dla niego najważniejsza. W ub. roku obchodził 60. rocznicę małżeństwa. - Trafił mi się wspaniały mąż. Jestem z niego dumna. Martwię się tylko czasem, że coś sobie zrobi na tym rowerze, ale rozumiem jego pasję – mówi Irena Stanisławek (82 l.) - żona pana Wacława.