Stojąca na przystanku Ania nawet nie przypuszczała, że grozi jej tam śmiertelne niebezpieczeństwo. Bo drogą gnał właśnie w jej stronę 78-letni Kazimierz Ś. Wydawało mu się pewnie, że jest w stanie kontrolować narowiste konie mechaniczne, jakie miał pod maską. Kierownica wyrwała się jednak spod starczych palców i auto pognało prosto na pełen ludzi przystanek.
Ania pamięta tylko, że jak doszło do tragedii, sprawdzała, kiedy przyjedzie jej autobus. - Patrzyłam w rozkład. Dopiero w ostatniej chwili kątem oka dostrzegłam samochód. Potem poczułam silne uderzenie i padłam na ziemię - opowiada potrącona dziewczyna.
Kazimierz Ś. dopiero po kilkunastu metrach zatrzymał samochód. Chyba nawet nie zauważył, że zrobił Ani krzywdę, bo zamierzał odjechać. Drogę zatarasowali mu jednak świadkowie wypadku.
Ledwo stojący na nogach mężczyzna wygramolił się ze swojego auta, podpierając laską przyczłapał do leżącej na ziemi nastolatki i zaczął ją przepraszać.
Na szczęście dziewczyna wyszła z wypadku niemal bez szwanku. Pręży smukłe uda i pokazuje nam zielono-fioletowe siniaki. - Lekarze mówią, że wszystko jest w porządku, choć kolano i nogi trochę mnie bolą - mówi dziewczyna.
Kazimierz Ś. był trzeźwy. Zarzekał się, że to jego pierwszy wypadek w życiu. Sprawa znajdzie finał w sądzie.