Stara, zrujnowana kamienica stoi przy ul. Wielopole niedaleko Rynku Głównego w Krakowie. Działają tu cztery kluby, a właściwie dyskoteki. Ich bywalcy od dawna przepowiadali ze śmiechem, że budynek kiedyś się rozpadnie i stało się... W nocy z soboty na niedzielę wszystkie lokale tętniły życiem. Przez klatkę schodową łączącą kluby przewalały się tłumy imprezowiczów. Nagle ok. godz. 2.30 pod ich ciężarem zapadły się schody między pierwszym a drugim piętrem. 11 młodych ludzi runęło w dół. Wszyscy trafili do szpitala. Dziesięć osób było potłuczonych, jedna miała złamaną nogę. - Przechodziłem tamtędy chwilę wcześniej. Nagle ucichła muzyka, zjawili się strażacy. Kazali nam opuścić lokal - opowiada Mateusz Krok (19 l.), który bawił się w "Kitschu".
- Według mojej wiedzy w kamienicy miały być lokale gastronomiczne. W każdym z nich powinno więc być po 30 klientów - mówi brygadier Andrzej Siekanka z małopolskiej straży pożarnej. - Tymczasem musieliśmy ewakuować 1,5 tys. imprezowiczów. Jeden Pan Bóg wie, ile jest takich miejsc w Krakowie - dodaje.
Okazuje się, że nadzór budowlany już kilka lat temu zabronił organizowania dyskotek w walącym się budynku, ale przebywający teraz w USA właściciel kamienicy poprzez prawników skutecznie torpedował te decyzje na drodze sądowej. Procedury ciągnęły się, nigdy nie zapadł prawomocny wyrok. Zabawa trwała, a stare mury tętniły muzyką. Dopiero teraz policja i prokuratura zajęły się tą bulwersującą sprawą. Mają ustalić winnych katastrofy budowlanej. Doszło do zagrożenia ludzkiego życia, sprawa ma więc charakter karny. Może to zakończy administracyjne przepychanki...