Tu pochowamy naszą Wioletkę!

2014-02-07 3:00

Wyjechała z rodzinnego Podlasia w góry, by ratować zdrowie córeczki. - Wróci do nas w trumnie, by spocząć na naszym cmentarzu - rozpaczają Alicja (68 l.) i Ryszard (70 l.) Iwaniccy z Lipowa, rodzice Wioletty Pawińskiej (†40 l.), która zginęła w Skawie (woj. małopolskie) potrącona przez pijanego w sztok kierowcę BMW.

Wioletta Pawińska z córkami, Natalką (7 l.) i Julką (14 l.), przeprowadziły się z Lipowa na Podlasiu w góry pół roku temu, aby wyleczyć chorobę płuc młodszej z dziewczynek. Feralnego dnia matka i córki szły poboczem drogi do sklepu. W tym samym czasie 24-letni Kamil S., po wypiciu z kolegą litra wódki, wsiadł za kierownicę BMW i pędził ulicami Skawy. Pani Wioletta, zanim zginęła potrącona przez tego pijanego bydlaka, zdążyła jeszcze zepchnąć swoje córki do przydrożnego rowu, ratując im życie.

Sprawcę wypadku zatrzymała policja i na wyrok poczeka w areszcie. Osieroconymi dziewczynkami na miejscu tragedii zajęła się ich ciocia. Potem siostrami zaopiekują się dziadkowie. Przygotowali już dla nich pokój w swoim maleńkim, skromnym domku.

Zobacz: Mordeca ze Skawy. Dziadkowie ocalonych przez matkę dzieci: Pijany bydlaku zapłać za śmierć naszej córki!

Rodzina zdecydowała, że pani Wioletta spocznie na cmentarzu parafialnym przy sanktuarium w Studzienicznej koło Augustowa. Kwaterę wybrała młodsza siostra 40-latki Aneta (35 l.). Ona też zajęła się transportem ciała siostry w rodzinne strony.

- Na tym cmentarzu pochowana jest babcia Wioletki. I my z żoną tu spoczniemy, gdy i na nas przyjdzie czas - mówi pan Ryszard, ocierając łzy z oczu. Pogrzeb odbędzie się w sobotę.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki