Jak ustalił serwis tvp.info, w ciągu 10 miesięcy (od początku roku do 15 października) Donald Tusk 26 razy latał rządowym samolotem na trasie z Warszawy do Gdańska i z powrotem (w tym czasie było 41 weekendów). Oczywiście nie wszystkie te loty były prywatne, zdarzało się, że Tusk leciał do Gdańska służbowo, jak to było w przypadku spotkania z Nicolasem Sarkozy.
Jednak współpracownicy premiera zawsze twierdzili, że latając na weekend do domu korzysta on z samolotów rejsowych. Jak wytłumaczyć tę rozbieżność? Premier po prostu dużo pracuje. Jak wyjaśnia Centrum Informacyjne Rządu, tryb pracy premiera często uniemożliwia mu korzystanie z lotów rejsowych.
"Jednocześnie informujemy, że wszystkie loty Pana Premiera odbywają się w przysługującym Kancelarii limicie czasowym, a podczas lotów powrotnych piloci odbywają części szkolenia wojskowego, które i tak należą do ich obowiązków" - tłumaczy CIR. Oznacza to, że gdyby Tusk nie korzystał z rządowej floty, wchodzące w jej skład samoloty i tak musiałyby latać nawet bez pasażerów.W podobny sposób niecały rok temu tłumaczył się ze swoich lotów wojskowymi samolotami do Krakowa minister obrony Bogdan Klich.
Premier ma jednak szczęście, bo w tej sytuacji bronią go nawet politycy PiS. - Jestem przeciwnikiem robienia z państwa dziadostwa - mówi Joachim Brudziński. Jego zdaniem, za zamieszanie z lataniem rejsowymi samolotami odpowiadają medialni doradcy premiera. - Idiotyczne deklaracje o oszczędzaniu na podróżach i szopki z lataniem z przesiadkami do USA to ich pomysły. Premier niepotrzebnie ich posłuchał - dodał poseł PiS.