Przepisy w tej kwestii są bardzo skomplikowane. Jakiś czas temu urzędy skarbowe zaczęły nękać firmy użyczające swoim pracownikom aut do celów prywatnych. Inspektorzy pojawiali się przed końcem pracy i sprawdzali, czy samochody stoją na firmowych parkingach, a potem wzywali ich użytkowników na kontrolę. Żeby uniknąć kłopotów, większość firm podpisuje umowy z pracownikami, którzy płacą za użytkowanie aut po godzinach pracy. Dzięki temu nie muszą płacić podatku.
Z naszych ustaleń wynika, że Donald Tusk za auto przydzielone do dyspozycji jego rodziny nie płaci ani złotówki. - Auto jest opłacane z pieniędzy partyjnych Platformy. Jest również ubezpieczone przez nasze ugrupowanie - mówi "SE" skarbnik PO Andrzej Wyrobiec (48 l.). Z auta przez lata korzystał syn premiera Michał Tusk (31 l.), a obecnie jeździ nim żona premiera Małgorzata Tusk (55 l.). Syn premiera wielokrotnie korzystał z auta w prywatnych celach. Podobnie premierowa, która jeździ nim najczęściej na zakupy. Toyota służyła również rodzinie Tusków za środek lokomocji w wyprawie na narty we włoskie Dolomity.
- Jeżeli rodzina Tusków, korzystając z samochodu partyjnego do celów prywatnych, osiąga przychód, to powinna płacić podatek. Jeżeli nie płaci, a wykorzystuje samochód, to jest to nieetyczne - mówi Artur Brzeziński, doradca podatkowy z Kancelarii Prawniczej w Kaliszu.
Tymczasem rząd pracuje nad uszczelnieniem przepisów w tej sprawie. Resort gospodarki przygotował właśnie nowe przepisy, zgodnie z którymi każdy, kto używa służbowego auta do celów prywatnych, będzie płacił zryczałtowany podatek - 50 złotych miesięcznie.