W ten sposób pijarowcy premiera oderwali słowo Gabon od ostatnio posługującego się nim Jarosława Kaczyńskiego i przykleili je do Donalda Tuska. Bo nie do zaakceptowania było, żeby media interesowały się tylko Jarkiem. I stale analizowały jego wypowiedź, w której prezes PiS prosi szefa rządu, by nie straszył Polaków euroobligacjami, co położą naszą gospodarkę, bo równie dobrze można by wymyślić, że Gabon zaatakuje Polskę.
Zmęczony tymi analizami starszy z braci Kaczyńskich stwierdził, że mógłby też powiedzieć o ataku Marsjan. Ech! Gdyby tak powiedział, wytrąciłby oręż z ręki bałwochwalcom. Na szczęście dla nich nie powiedział. Bo jak by ci sprytni mężowie od cudowności premiera udowodnili tezę, że Tusk jest znany na Marsie?