Tajemnice umorzonego śledztwa prokuratury w Zielonej Górze odkryła „Gazeta Wyborcza”. Okazuje się, że za czasów rządu PiS, w latach 2005-2007 służby specjalne dokładnie przypatrywały się dziesięciorgu dziennikarzom.
Przeczytaj koniecznie: Czy i kogo podsłuchiwały służby specjalne: Olejnik, Stankiewicz, Pytlakowski
CBA, ABW i policja na cel wzięły ich telefony komórkowe. Ustalali gdzie do kogo dzwonią i kto próbuje się z nimi skontaktować. A wszystko po to, by odkryć źródła informacji dziennikarzy, którzy ośmielili się krytykować władze.
- Nie dziwcie się tak. Tamta władza chętnie korzystała z tego typu narzędzi i podsłuchiwała, obserwowała, czy prowokowała i nie tylko dziennikarzy – skomentował doniesienia gazety Donald Tusk.
- Chyba wszyscy zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić, że to co się kojarzy z PiS, to przede wszystkich podsłuchy i manie prześladowcze, które każą bać się dziennikarzy – ocenia szef rządu.
Patrz też: PiS tworzy kodeks etyczny: Poseł ma być lojalny wobec partii i ma obowiązek donosić na kolegów?
Premier Tusk z lekką drwiną obwieścił, że osobiście nie jest ciekawy o czym dziennikarze rozmawiają przez telefon po północy.
- Służby na całym świecie ulegały pokusom, by nadużywać władzy, a zadaniem uczciwej, demokratycznej władzy jest, by te służby powściągać. Wtedy tamte służby nie tylko miały swoje pokusy, ale spełniały też zamówienie polityczne – podsumowuje szef rządu.