Ostatnie sondaże nie były dobre ani dla PO, ani dla rządu, ani dla samego Donalda Tuska. Dwie afery (darmowe mieszkanie Pawła Grasia i premie dla prezesów spółki PL.2012) oraz próba szukania oszczędności w kieszeniach podatników sprawiły, że przewaga Platformy nad PiS-em była najmniejsza od jesieni 2007 roku.
Donald Tusk już wyciąga wnioski, ale wcale nie personalne. Na koniec piątkowej konferencji prasowej premier przygotował prawdziwą bombę. Najpierw odpowiedział na wszystkie pytania dziennikarzy, a potem oświadczył: "Ze stuprocentową pewnością w roku 2010 nie będzie podwyżki podatków".
Jak tłumaczył, wszystkie dane wskazują, że polska gospodarka jest w stanie lepszym niż gospodarki sąsiednich krajów. - Powściągliwie i ostrożnie mogę powiedzieć, że pojawiają się sygnały, które świadczą o tym, że Polska rzeczywiście raczej suchą nogą przechodzi przez te najtrudniejsze miesiące - powiedział szef rządu.
Premier zapomniał tylko dodać, o które podatki chodzi: bezpośrednie, czyli stawki PIT, czy pośrednie, czyli akcyzę i VAT. Jak niedawno wyliczył portal Money.pl, podwyżka stawki VAT już o 1 pkt proc. (do 23 proc.) przyniosłaby budżetowi 5 miliardów złotych. Z kolei podwyżka akcyzy na paliwo o 10 gr za litr to - według obliczeń Money.pl - kolejne 3 miliardy złotych w państwowej kasie. Takiej pokusie rządowi może być trudno się oprzeć.
Nie należy też zapominać, że 2010 rok to rok wyborów prezydenckich, a Donald Tusk jest niemal stuprocentowym kandydatem PO. Mniej pieniędzy w kieszeniach potencjalnych wyborców mogłoby oznaczać mniej głosów.