"SE": - Ostatnio scenariusz jest taki: prezydent Lech Kaczyński wetuje ustawy PO, koalicja na ogół nie ma siły, aby je odrzucić (jednym z wyjątków były emerytury pomostowe). Wydawało się, iż rząd w związku z tym znajdzie się w nie lada kłopocie. Jednak ekipa Donalda Tuska znalazła wyjście z sytuacji. Chce wydawać decyzje i rozporządzenia, których prezydent nie będzie mógł zablokować. Co chwila z ust premiera i jego ministrów słyszymy: i tak przeprowadzimy tę reformę. Czy w demokracji to normalna procedura?
Zdzisław Krasnodębski: - Premier ma prawną możliwość wprowadzania specjalnych rozporządzeń. Jednak korzystać z tego uprawnienia powinien tylko w wyjątkowych sytuacjach. Programowe stosowanie rozporządzeń, nagminne zapowiedzi o ich wprowadzeniu tylko po to, aby uniknąć prezydenckiego weta, na pewno nie są dobrą praktyką. Można powiedzieć, że w ten sposób naciąga się prawo, nadużywa pewnych reguł, szuka luk w przepisach w celu obejścia obowiązujących procedur demokratycznych. Przypomina to trochę czasy prezydentury Lecha Wałęsy, kiedy podobne działania nazywano falandyzacją prawa. Oczywiście, wchodzi tu również w grę walka polityczna. Takie postępowanie ma stworzyć wrażenie, że odpowiedzialny za hamowanie procesu legislacyjnego jest prezydent.
- Za pomocą rozporządzeń rząd chce przeprowadzić m.in. komercjalizację szpitali. Minister Kopacz mówiła o takim wariancie już od dawna, uprzedzając prezydenckie weto do przygotowanych przez jej resort ustaw zdrowotnych. Lech Kaczyński faktycznie zgłosił weto, które podtrzymali posłowie...
- Przypomnę tylko, że już na jesieni premier Tusk i jego ministrowie mówili o ewentualnym rządzeniu rozporządzeniami. Tak więc to, o czym dziś mowa, jest właściwie tylko realizowaniem zapowiedzianych wcześniej gróźb. Niewątpliwie nie jest to normalna droga rządzenia państwem wynikająca z zasad parlamentaryzmu, ani działanie zgodne z konstytucją, uwzględniające rolę, jaką ta konstytucja przeznacza prezydentowi. I gdyby faktycznie spełniły się zapowiedzi minister Kopacz, świadczyłoby to bardzo źle o stosunku rządu do istniejącego w Polsce porządku prawnego. Podobne postępowanie poprzedniej koalicji spowodowałoby wielką histerię, włącznie z posądzeniami o dyktaturę.
- Politycy PO twierdzą nawet, że wydawanie przez premiera rozporządzeń będzie miało nadzwyczajną formę.
- Byłoby to zachowanie kompletnie niepoważne, wpisujące się w całą tę dosyć bezsensowną, przykrą i w gruncie rzeczy niszczącą Polskę walkę Donalda Tuska z Lechem Kaczyńskim o przyszłą prezydenturę. Dziś w takich sytuacjach używa się słowa PR, w przeszłości takie postępowanie określano mianem czysto propagandowej zagrywki. Prawda jest taka, że między jednym a drugim nie ma żadnej różnicy. Po prostu zastąpiono dawne, mające negatywne konotacje określenie - określeniem nowym. Celebrowanie rozporządzeń, robienie z tych wydarzeń teatru stawia premiera i rząd w złym świetle.
- Prezydencki minister Michał Kamiński twierdzi, że w zapowiedziach premiera Tuska widzi zapędy dyktatorskie?
- Zachowanie premiera jest lekceważeniem nie tylko prezydenta, ale i parlamentu, czyli naruszaniem wspomnianych już podstaw państwa - jego porządku prawnokonstytucyjnego. Mimo wszystko jednak słowa ministra Kamińskiego są zbyt ostre. Wynika to z faktu, że rząd nie sięga przecież po środki pozaprawne. Problem polega na czymś innym. W obecnym układzie politycznym rozwiązania proponowane przez premiera i rząd nie są uznawane przez wszystkie ośrodki władzy. Rząd zapomina, że zgodnie z konstytucją musi się dzielić władzą wykonawczą z prezydentem. To efekt arogancji, która wynika z przeświadczenia, że ma poparcie większości społeczeństwa. Świadczy to również o tym, iż polityków tych rozsadza niewiarygodnych rozmiarów pycha. Swego czasu Jarosławowi Kaczyńskiemu zarzucano, że chce budować demokrację większościową, opierać się na woli większości, nie zważając na zdanie mniejszości oraz innych organów konstytucyjnych. W gruncie rzeczy ten zarzut, tyle tylko, że w o wiele większym stopniu, stosuje się dziś do Donalda Tuska. Mam jednak nadzieję, że są to tylko słowne utarczki i rząd szybko wycofa się z tego rodzaju pomysłów.
- Ale wtedy nie przeprowadzi zbyt wielu ustaw...
- Ponieważ Donald Tusk nie ma możliwości zrealizowania swoich zamierzeń, pozostają mu dwa racjonalne wyjścia, które daje mu demokracja parlamentarna. Powinien szukać albo drogi porozumienia z prezydentem, albo kolejnego partnera politycznego w celu stworzenia większej koalicji (taki doraźny sojusz z SLD miał miejsce w przypadku emerytur pomostowych). W przeciwnym wypadku pozostaje mu rozpisanie wcześniejszych wyborów.
Prof. Zdzisław Krasnodębski
Socjolog i filozof społeczny, naukowiec z Uniwersytetu w Bremie i UKSW w Warszawie. Ma 55 lat