Nie ma to jak dobra praca w urzędzie. Jest etat, ubezpieczenie, premie i trzynastki. W dodatku można dorobić, choćby w Komisji Ekonomicznej przy ministrze zdrowia. Jej członkowie mają negocjować ceny leków z firmami farmaceutycznymi. W jej składzie jest 17 osób. Większość (11 osób) to urzędnicy MZ lub NFZ - dyrektorzy lub naczelnicy departamentów. I tak w komisji jest m.in. Artur Fałek (49 l.), dyrektor departamentu polityki lekowej w MZ, (który w ramach etatu ma przygotowywać listy refundacyjne). Wśród członków komisji jest też Jerzy Bójko, zastępca dyrektora departamentu budżetu MZ, Melania Brzozowska, naczelnik w departamencie gospodarki lekami NFZ, Michał Czarnogórski, naczelnik wydziału oceny dokumentacji w Urzędzie Rejestracji Produktów Leczniczych. To im zawdzięczamy, że w ciągu roku poszły w górę ceny ponad 4,4 tys. leków, a co dziesiąta recepta na antybiotyk jest pełnopłatna! Za udział w jednym posiedzeniu przewodniczący komisji dostaje 3 tys. zł. Jego zastępca i sekretarz - 2,7 tys. zł. Pozostali po 2,5 tys. zł. Każdy może dorobić miesięcznie do 10,5 tys. zł. Czyli tyle, ile wynosi ich pensja.
Miesięcznie prace komisji kosztują nas nawet 178 tys. zł. Ile przypada każdemu z urzędników? Zapytali o to posłowie klubu Ruchu Palikota Wincent Elsner (58 l.) i Piotr Chmielowski (48 l.). Nie dowiedzieli się, bo resort zdrowia oświadczył, że informacje o zarobkach nie są jawne. Dodano także, że prace są tak planowane, by nie przeszkadzały członkom komisji w ich pracy na etat, choć przyznano, że mogą się odbywać również w godzinach pracy urzędników.
Dyrektor departamentu leków i jego zastępca powinni zająć się pracą w departamencie, a nie sprawami ekonomicznymi, negocjacjami i przy okazji dorabianiem do pensji - krytykuje Bolesław Piecha (59 l.), były wiceminister zdrowia.