- Zmiany w ustawie zasadniczej są niezbędne do efektywnego sprawowania władzy - przekonywał premier. I tak liczba posłów zmniejszyłaby się z 460 do 300. 100-osobowa obecnie izba wyższa miałaby liczyć 49 senatorów. Dodatkowo w Senacie zasiadaliby wybrani w wyborach powszechnych byli prezydenci. Zabieg ten - zdaniem Tuska - przyniesie wymierne oszczędności, a także ułatwi identyfikację parlamentarzystów.
Radykalnie zmieniłby się również charakter immunitetu. Nie byłby on już przyznawany automatycznie, ale tylko na wyraźne życzenie posła (jeśli uzna on, że władza nadużywa przeciwko niemu służb).
Patrz też: Sondaż: Platformie rośnie, PiS słabnie, PSL na granicy
Istotne propozycje zmian dotyczą prezydenta. Konkrety? Przede wszystkim ograniczone zostałoby weto prezydenckie. Do jego odrzucenia wystarczyłaby bezwzględna większość głosów, a nie jak obecnie 3/5 ustawowej liczby posłów. Głowa państwa byłaby zobowiązana do ratyfikacji traktatów międzynarodowych. Zmieniona zostałaby także procedura kierowania przez prezydenta ustaw do Trybunału Konstytucyjnego (TK miałby tylko trzy miesiące czasu na wydanie orzeczenia). W konstytucji znalazłby się także zapis dotyczący odpowiedzialności rządu za prowadzenie polityki zagranicznej.
Donald Tusk zdaje sobie sprawę, że bez opozycji przedstawionych zmian nie wprowadzi. A ta już zapowiada, że nie da się wciągnąć w polityczną rozgrywkę szefa rządu.