960 zdruzgotanych osób w mgnieniu oka połączyło siły i udało się pod biuro dyrektora naczelnego Huty Stalowa Wola, głównego udziałowcy zakładu. Chwilę później przed wejściem do budynku rozrzucili opony i podłożyli ogień. Widok kłębów dymu i buchających płomieni zmusił prezesa ZMM Wiesława Szymczaka do stanięcia oko w oko ze wściekłymi pracownikami. Wstrząśnięty ogromem protestu prezes próbował uspokajać, że jedyne, na co mogą liczyć, to 200-złotowe zaliczki! To przelało kielich goryczy. - Złodzieje! - krzyczeli rozwścieczeni ludzie. Dramat 960 osób zaczął się, kiedy sąd ogłosił upadłość przedsiębiorstwa. Jak grom z jasnego nieba spadła na pracowników kolejna zła nowina. Zajęte przez komornika konta spółki świecą pustkami i firma nie wypłaci wynagrodzenia za styczeń. Los pozbawionych środków do życia ludzi leży teraz w rękach syndyka, który jako jedyny może zgłosić wniosek o wypłatę pensji do Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.
Tysiąc ludzi zostało bez pensji
2009-02-11
8:00
Nic nie może się równać z żalem tych rozgoryczonych ludzi! Pozbawieni pensji pracownicy Zakładu Zespołów Mechanicznych w Stalowej Woli (woj. podkarpackie) dali wyraz swojej wściekłości.