Pan Zbigniew przed wypadkiem pracował jako taksówkarz. W 2013 r. z winy innego kierowcy został ciężko ranny. Z urazami głowy, kręgosłupa i nogi trafił do szpitala. Choć do dziś przeszedł już siedem operacji, wciąż nie odzyskał pełnej sprawności. Na co dzień porusza się o kulach. Od momentu wypadku firma, w której ubezpieczony był sprawca wypadku, wypłacała taksówkarzowi co miesiąc blisko 3 tys. zł jako odszkodowanie z tytułu utraconych zarobków.
Od czerwca mężczyzna nie dostaje ani grosza. Wynajęty przez ubezpieczyciela prywatny detektyw wypatrzył bowiem, że pan Zbigniew siedzi za kierownicą auta i podczas krótkiego spaceru chodzi bez pomocy kul. Na tej podstawie uznano, że mężczyzna może wrócić do pracy i przestano wypłacać mu odszkodowanie. Tymczasem lekarz medycyny pracy uznał go za całkowicie niezdolnego do podjęcia zatrudnienia. - Poruszam się bez kul tylko na krótkich odcinkach - opowiada pan Zbigniew. - Autem też mogę jeździć, ale jedynie na niedługich trasach. Mam na to pozwolenie od lekarza - dodaje.
Zapytaliśmy firmę ubezpieczeniową, dlaczego opinia detektywa jest ważniejsza niż stanowisko lekarza. Odpisano nam, że potrzebują tygodnia na odpowiedź.
Zobacz: Zaufała księdzu, a on ZABRAŁ jej mieszkanie
Przeczytaj też: Warszawa. Pijani Niemcy zdjęli i ZDEPTALI polską flagę!