W ojcu chłopca, Duńczyku Jakobie L. (39 l.), zakochała się w 2005 r. Zamieszkali w Danii, zostali rodzicami. - Jakob zawsze wyjeżdżał służbowo, ale kiedy urodził się Marcus, znikał częściej i zaczął pić - opowiada pani Marlena. Po alkoholu mężczyzna bił ją i straszył. Kobieta dowiedziała się również, że w młodości odsiedział wyrok za przestępstwo seksualne. Powiedziała "dość" i uciekła z synkiem do Polski. W Danii automatycznie straciła prawa rodzicielskie, a duńska policja ściga ją za... porwanie syna.
Ojciec chłopca w 2013 r. założył sprawę w sądzie w Ostrowi Mazowieckiej o uprowadzenie dziecka. Przegrał, ale dwa lata później odwołał się i sąd w Ostrołęce - na podstawie tych samych dokumentów! - nakazał matce oddanie dziecka. Zlekceważył opinie psychologów, psychiatrów i pedagogów, z których wynika, że chłopczyk nie chce widywać ojca, a matka zapewnia mu idealną opiekę.
- Najważniejsze dla polskiego sądu powinno być dobro dziecka! Przecież w Polsce jest jego dom i rodzina - tłumaczy 39-latka, która wciąż sądownie walczy o synka. - Nad tym problemem powinny pochylić się Ministerstwo Sprawiedliwości oraz polska dyplomacja, bo odbieranie dzieci Polakom za granicą to niemal norma - dodaje.
O tym, czy Marcus będzie mógł mieszkać i wychowywać się w Polsce, sąd zdecyduje w najbliższy wtorek.