Nie miałem 20 lat, gdy zdarzyła się historia, która zdecydowała o tym, kim dzisiaj jestem. W naszej szkole było jakieś święto, już nie pamiętam jakie, ale pamiętam, że tego dnia na sali gimnastycznej odbywała się uroczystość. Mówiłem wiersz i dwóch panów z wytwórni filmów fabularnych, którzy przyszli do szkoły, zapytali, czy nie chciałbym zagrać w filmie. Kto by nie chciał? - To my zawiadomimy - usłyszałem w odpowiedzi. Czekałem kilka tygodni, aż dostałem zaproszenie na próbne zdjęcia. Wyobrażałem sobie, że zrobią mi parę fotosów i tyle, ale okazało się, że mam zagrać scenkę. Chyba dobrze ją zagrałem, bo dostałem rolę, zresztą w filmie o proroczym tytule "Pierwszy start". Ten film przewrócił wszystkie moje plany życiowe.
Zawsze lubiłem technikę, lubiłem majsterkować (do dziś tak jest) i dlatego wybierałem się na politechnikę. Zresztą rodzice też myśleli, że będę poważnym inżynierem, a nie "komediantem".
Ale ja po tym filmie wyobrażałem sobie, że praca aktora jest dość łatwa - nauczyć się paru słów i wyrecytować - tak jak reżyser kazał. Życie zweryfikowało oczywiście wyobrażenia nastolatka!
Niebagatelną też sprawą było honorarium - dostałem wtedy 2 tys. zł za dzień zdjęciowy (więcej niż ówczesna miesięczna średnia pensja). Najwyższa stawka wynosiła 10 tys. Dla kogoś, kto był na utrzymaniu mamy, taty... Byłem dumny, że mam swój własny budżet. Marzenia o zawodzie aktora przerwała moja służba wojskowa, podczas której dostałem się na szczęście do Zespołu Pieśni i Tańca Warszawskiego Okręgu Wojskowego w siedzibą w Lublinie. Zarażony już bakcylem sztuki chodziłem do tamtejszego Teatru im. Osterwy, gdzie nawiązałem luźne kontakty. No i pewnego dnia w czasie trwania prób zachorował aktor, którego nie było kim obsadzić. Dyrekcja teatru przypomniała sobie, że jest tu taki ktoś, kto może dałby radę. Więc wystąpiła do mojego dowódcy z prośbą o wypożyczenie mnie do sztuki. No i wypożyczyli mnie! Tyle że ja byłem "zaklepany" w wojsku i miałem w nim pozostać. Dowódca powiedział mi, że aby tam zostać, muszę tylko pojechać do garnizonu i dla formalności zdać jakieś egzaminy, a wszystko z wojskiem będzie załatwione.
"Nie pojadę, bo to oznaczałoby, że ja się zgadzam zostać w wojsku, a nie mam na to ochoty" - postawiłem się. Upór zadziałał, bo w końcu zwolniono mnie ze służby.
I w ten sposób w 1953 roku zostałem w Teatrze im. Osterwy. We wrześniu tego roku zdałem egzamin eksternistyczny w Krakowie i otrzymałem tytuł aktora dramatu.
Te dwa wydarzenia sprawiły, że jestem, kim jestem. Bo kto wie, może byłbym dziś generałem w stanie spoczynku.