Ks. Władysław objął probostwo w Berżnikach 10 lat temu. Dał się poznać jako człowiek wielkiego serca, niebywałej uczciwości i pracowitości. - U niego "co łaska" znaczy tyle, na ile cię stać. Gdy za mszę za męża dałam księdzu 50 zł, to trzy razy się upewniał, czy na pewno wystarczy mi na chleb - opowiada parafianka Helena Tomkiel (86 l.). Do starszych kobiet proboszcz zwraca się "mamusiu", często odwiedza samotnych i schorowanych, a nawet pomaga porąbać im drewno na opał.
Parafianie śmieją się, że proboszcz nie potrafi usiedzieć na miejscu i wciąż ma pokaleczone ręce, bo pracuje jak zwykły robotnik. Przy remoncie zabytkowego kościoła sam wylewał fundamenty, krył dach blachą, układał bruk i, wspinając się na olbrzymie drzewa, własnoręcznie wycinał grożące zarwaniem gałęzie. Dumą parafian jest także uporządkowany przez proboszcza miejscowy cmentarz, upamiętniający bohaterów bitwy niemeńskiej z 1920 r.
Zobacz: Proboszcz pochowa mnie w promocji. Ksiądz z Szamotuł wie jak zrobić biznes. Zobacz CENNIK PROBOSZCZA
- Ks. Władysław nauczył nas solidarności i życia w zgodzie - tłumaczy parafianka Emilia Kotowska (29 l.). Nic więc dziwnego, że gdy biskup ełcki chciał odwołać proboszcza, wierni stanęli za nim murem i zorganizowali protest. Ostatecznie, po trwających rok negocjacjach z biskupem, ks. Władysław został w Berżnikach. - Sprawiam tylko kłopoty - mówi skromnie kapłan o sobie, odmawiając dalszej rozmowy.