Do rodziny Mirosława K. przyjechało na noc dwóch bratanków. Niestety, nad ranem w mieszkaniu wybuchł pożar. Słupy ognia sięgały kilku metrów, a gryzący dym nie pozwalał oddychać. Wybudzony ze snu mężczyzna od razu zaczął ratować swoją rodzinę. Wraz z żoną przez okno podali swojego 4-letniego synka sąsiadom. Jego żonie również udało się uciec.
Strażak próbował wyciągnąć z płomieni jeszcze 7-letniego chłopca, ale niestety przegrał z żywiołem. Duszący dym pozbawił go przytomności i mężczyzna upadł z dzieckiem na ręce. Obaj zginęli. Ich ciała znaleziono przy drzwiach. - To straszna tragedia. To był bardzo dobry człowiek, pomocny, uczynny, zawsze uśmiechnięty. Jest bohaterem - wspominają mieszkańcy. Najprawdopodobniej przyczyną pożaru było zwarcie elektryczne.