Udało nam się odzyskać PZU

2009-10-05 3:30

- Zawierając porozumienie z Eureko, uciekliśmy spod miecza - mówi "Super Expressowi" minister skarbu Aleksander Grad

"Super Express": - Panie ministrze, odtrąbił pan wielki sukces porozumienia z Eureko, tymczasem...

Aleksander Grad: - Bo to jest sukces. Odzyskaliśmy PZU dla Skarbu Państwa. To będzie polska firma. Potężna instytucja finansowa.

- Ale każdego Polaka ten "sukces" będzie kosztował 200 zł...

- Nie mówię, że to mało. Ale gdybyśmy nie doszli do porozumienia, każdy z nas zapłaciłby nawet 1000 zł. W dodatku moglibyśmy stracić PZU. Przecież Eureko już wygrało z Polską sprawę w Trybunale Arbitrażowym. Żądali od nas 36 miliardów złotych!

- Musielibyśmy zapłacić Eureko?

- Gdyby Polska była jakąś dziką republiką, to moglibyśmy wyrzucić stąd każdego, kto nam się nie podoba. Nawet siłą. Ale jesteśmy krajem prawa i tak jest chyba lepiej. A wracając do meritum, Eureko kupiło udziały w PZU i zapłaciło za nie. Poprzednie rządy obiecały, że sprzedadzą mu jeszcze większą część ubezpieczyciela. Była to dziwna obietnica, zupełnie nieopłacalna dla Skarbu Państwa. Dlatego cieszę się, że po dziesięciu latach twardej walki i przepychanek, udało się zakończyć tę sprawę w sposób uczciwy i zgodny z prawem. A co najważniejsze, dobry dla Polski. Trzeba pamiętać, że nad Polską wisiał miecz katowski w postaci wyroku sądu arbitrażowego, który przyznawał Eureko słuszność w sporze. Groziło nam gigantyczne odszkodowanie i niewykluczone, że utrata PZU. Dzięki porozumieniu udało się wyjąć głowę spod miecza.

- Podobno rozmowy były dramatyczne. Często trzaskał pan drzwiami i odchodził od stołu negocjacji?

- Obie strony robiły to wiele razy. Ostatnio w piątek 18 września, kiedy zbliżaliśmy się do zakończenia rozmów. Czy też tydzień później, kiedy 25 września planowaliśmy podpisywanie porozumienia.

- Co się stało?

- Dostałem list od "jastrzębi" z Eureko, w którym napisali, że nie zgadzają się na dotychczasowe uzgodnienia.

- I co pan wtedy zrobił?

- Odpisałem stanowczo, że nie pozwolimy się tak traktować i albo ze sobą rozmawiamy, albo nie. A jeśli chcą dalej rozmawiać, to czekam na spotkanie do niedzieli wieczorem.

- I w niedzielę nikt się nie zjawił...

- Za to w poniedziałek przyjechała nowa delegacja. Same "jastrzębie". Zaczęli stawiać nowe, niezwykle twarde warunki.

- Kim są "jastrzębie"?

- To przedstawiciele Eureko, zarówno z Holandii, jak i z Polski, którzy uważali, że nie należy rozmawiać z polskim rządem, tylko zdać się na wyrok arbitrażu. Ci ludzie naprawdę zdecydowanie walczyli.

- W końcu się ugięli. Dlaczego?

- To była klasyczna próba sił. Chcieli nas po prostu złamać, ale wytrzymaliśmy. Wtedy zaczęli normalnie rozmawiać. I w końcu w środę doszło do przełomu

- Skoro porozumienie jest dla nas tak korzystne, to dlaczego Eureko się na nie zgodziło?

- Porozumienie jest dla nas korzystne, bo nie płacimy 36 mld zł, tylko prawie 4,5 mld zł. Jeśli chodzi o Eureko, to znają Państwo przysłowie - lepszy wróbel w garści niż kanarek na dachu? Eureko miało kanarka, ale musiało jeszcze po niego wejść na dach, czyli przejść przez kolejny proces. Sąd już ustalił, że należy im się odszkodowanie, a teraz musiałby jeszcze ustalić, w jakiej wysokości. Czas by płynął, a im zaczęło zależeć na pieniądzach. Należała im się dywidenda z PZU (przez ostatnie lata nie zgadzaliśmy się na jej wypłatę). I na koniec pokazaliśmy im tego wróbla w garści - dużo mniejsze pieniądze, ale już, teraz... Wykorzystaliśmy moment, kiedy mieliśmy przewagę, jak w meczu. Ale nie była to prosta rozgrywka. Na szczęście dzięki pracy całego mojego zespołu odcięliśmy wielki kamień, który ciążył Polsce przez ostatnie 10 lat.

- Po wpadce z inwestorem katarskim w sprawie stoczni, negocjacje z Eureko to było pana "być albo nie być". Teraz będzie pan spał spokojnie?

- Śpię spokojnie, bo nie zajmuję się pilnowaniem stanowiska. Ministrem się bywa, a ja do stołka przyspawany nie jestem. W dodatku poza stoczniami i PZU jest jeszcze cały duży plan prywatyzacji, za który jestem odpowiedzialny. A wracając do stoczni... Oczywiście wolałbym, by stoczniowy inwestor w ostatniej chwili nie zrezygnował i pozostawił 40 mln złotych. Na siłę nie mogłem go jednak zatrzymać. Teraz przed nami drugie podejście.

Aleksander Grad

Minister Skarbu Państwa

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają