O dramatycznych losach Igorka piszemy od dwóch dni. Chłopiec w miniony czwartek przyjechał razem z matką do jednego z łódzkich szpitali na rutynowe konsultacje. Lekarze zauważyli u niego obrażenia wskazujące na to, że od chwili narodzin mógł być maltretowany. Miał krwiaka w okolicach oczodołu, pękniętą czaszkę i uraz mózgu.
Jeszcze w szpitalu policjanci zatrzymali Magdalenę J., a w piątek w ich ręce wpadł jej partner Arkadiusz B. (26 l.), który nie jest biologicznym ojcem chłopca. Kobieta początkowo utrzymywała, że urazy dziecka powstały samoistnie. Ze wszystkich sił starała się odsunąć podejrzenia od Arkadiusza B. Tymczasem - jak wynika z ich późniejszych zeznań - mężczyzna katował dziecko na jej oczach. Gdy Igorek płakał, bił go po głowie i rzucał o łóżeczko. W wielkanocny poniedziałek w obecności kobiety uderzył go pięścią w twarz. Z ust poleciała krew. Magdalena J. nie zareagowała. Dwa dni później również pobił niemowlaka. Znów bez reakcji ze strony matki.
Kobieta ani razu nie wezwała do domu policji, nie przychodził tam z interwencjami dzielnicowy, rodzina nie miała założonej tzw. Niebieskiej Karty dla ofiar przemocy.
Arkadiusz B. usłyszał zarzuty usiłowania zabójstwa i znęcania się. Matka Igorka odpowie za usiłowanie zabójstwa przez zaniechanie. Wiedziała, że jej partner może zabić chłopca, ale nic nie robiła. - Nie najlepiej opiekowałam się synkiem - powiedziała przed sądem, gdy ten rozpatrywał wnioski o tymczasowe aresztowanie pary. - Prosiłam Arka, żeby się nim zajmował, bo mi się nie chciało wstawać z łóżka. Widziałam, że go bił, ale się bałam.
Obojgu grozi dożywotnie więzienie.
Oglądaj dziś w NOWA TV o 18:50.
Zobacz także: TRAGEDIA na warszawskim Ursynowie! 3-letnie dziecko spadło z 8 piętra!