Kaja pochodziła ze Zduńskiej Woli, niedaleko Łodzi. Artura W. poznała w wakacje 2017 roku w niezwykle dramatycznych okolicznościach. Przyszedł jej z pomocą niczym rycerz na białym koniu.
- Mężczyzna udzielił jej pomocy, gdy została zaatakowana przez dwóch agresywnych napastników – relacjonuje Krzysztof Kopania (53 l.), rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Dzielny wybawiciel szybko zdobył serce młodej, samotnie wychowującej 2-letniego synka, kobiety. Niedługo potem Kaja z dzieckiem wprowadziła się do wynajmowanego przez Artura W. mieszkania na łódzkim osiedlu Teofilów. - Mężczyzna miał dobre relacje z jej dzieckiem, kupował chłopcu prezenty, a także opiekował się nim pod nieobecność kobiety – dodaje prokurator Kopania.
Miłość rozkwitała, a jej owocem miał być dzidziuś. W połowie sierpnia 2017 roku mężczyzna usłyszał bowiem z ust ukochanej, że jest z nim w ciąży. Tego się jednak nie spodziewał.
Dlatego już następnego dnia między kochankami doszło do awantury. - W jej trakcie oskarżony zaczął dusić pokrzywdzoną – tłumaczy Krzysztof Kopania - Kiedy kobieta przestała dawać oznaki życia, ukrył jej ciało w wersalce. Po pewnym czasie, aby mieć pewność, że nie żyje, zakleił jej usta taśmą, związał nogi, a na głowę założył worek foliowy i zacisnął sznurkiem.
W tym czasie synek kobiety spał w innym pokoju. Gdy się obudził, Artur W. spakował jego rzeczy i zawiózł do rodziny mamy chłopca w Zduńskiej Woli. Powiedział tam, że jego partnerka źle się poczuła i została w domu. Sam potem przepadł bez wieści.
Najbliżsi Kai bezskutecznie próbowali się z nią skontaktować, aż w końcu zgłosili jej zaginięcie policji. Na skutek zaniedbań policjantów, którzy niezbyt dokładnie przeszukali mieszkanie Artura W., ukryte w wersalce zwłoki odnaleziono dopiero po 10 dniach. Niedługo później w ręce policjantów wpadł ukrywający się nad polskim morzem morderca. Podczas przesłuchań przyznał się do winy.
Wczoraj stanął przed sądem, jednak proces toczyć się będzie za zamkniętymi drzwiami.
- Z uwagi na ważny prywatny interes członków rodziny pokrzywdzonej – argumentował sędzia Jarosław Leszczyński.