64 lata temu żołnierze Armii Krajowej wraz z mieszkańcami stolicy stanęli do nierównej walki z niemieckim okupantem. Stało się to w obliczu zbliżającej się do Warszawy Armii Czerwonej i nadziei, że przyjdzie ona z pomocą walczącemu miastu. W planach zryw ten miał trwać zaledwie parę dni. Jednak kiedy Rosjanie niespodziewanie zatrzymali się na linii Wisły, pozbawieni wsparcia powstańcy musieli walczyć dalej. Ostatecznie zacięte walki na ulicach miasta trwały aż 63 dni i zakończyły się klęską. Prawie 200 tys. warszawiaków straciło życie.
W oczach historyków Powstanie było wyrazem ogromnego patriotyzmu i oddania. - Nigdy nie poddawaliśmy się zaborcy czy okupantowi - twierdzi prof. Paczkowski. - Nie po to przygotowywano się do walki, by w godzinie prawdy i ostatecznej bitwy złożyć broń. Zawsze walczymy do końca - mówi.
Symbolem tej nierównej i dramatycznej walki o wolność i godność narodu jest słynny plakat z tego straszliwego okresu, który publikujemy na pierwszej stronie. Napis na nim głosi "Każdy pocisk, jeden Niemiec".
Postanowiliśmy sprawdzić jego historię. Okazało się, że to nie takie proste. W Muzeum Powstania Warszawskiego podejrzewano, że jego autorem jest Henryk Chmielewski (85 l.) - czyli popularny Papcio Chmiel, twórca słynnego komiksu o Tytusie. Śledztwo "Super Expressu" wykazało jednak, że to nieprawda.
Doskonale znam ten plakat. Ale to nie ja go narysowałem, tylko mój kolega z Powstania, który też nazywał się Henryk Chmielewski - wyjaśnia Papcio Chmiel. - Znałem się z nim i z tej znajomości wynikło kilka nieporozumień. Bo choć był 14 lat starszy, nazywał się tak samo i na dodatek był też synem Józefa. Stąd wszyscy ciągle nas mylili. Po wojnie pracowaliśmy nawet razem w "Szpilkach". Doszło do tego, że za jeden jego rysunek przez pomyłkę zainkasowałem honorarium. Od tego czasu umówiliśmy się, że będę się podpisywał Henryk Jerzy Chmielewski.
Plakat Henryka Chmielewskiego powielony w tysiącach egzemplarzy, pojawił się na ulicach Warszawy. Zagrzewał nie tylko do walki, ale też do oszczędzania amunicji.
- Zanim rozpoczęły się zrzuty lotnicze, powstańcom brakowało amunicji - opowiada Zbigniew Osiński, historyk z Muzeum Powstania Warszawskiego. - Trzeba było uświadomić powstańcom jak istotna jest skuteczność w boju i oszczędzanie pocisków - tłumaczy. Jak twierdzi, ten apel spełnił swoją rolę, gdyż ofiary śmiertelne po stronie Niemców znacznie przewyższały liczbę rannych.