Tak dramatycznego nagrania w sieci dawno nie było. Ilustruje masakrę na przejeździe kolejowym w Puszczykowie koło Poznania, do której doszło w minioną środę. Tuż przed godziną 16 ambulans z Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego usiłował przejechać przez tory przy zamykających się zaporach. Wiózł ratownika i lekarza do szpitala w Puszczykowie. Mieli stamtąd zabrać ciężko chorego pacjenta i przewieź go do placówki w Poznaniu. Tyle że zapory na przejeździe opadły szybciej niż przypuszczał kierowca sanitarki.
- W rezultacie karetka została uwięziona na torach – mówi Michał Smętkowski z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Wtedy kierowca podjął kolejną tragiczną w skutkach decyzję. Zaczął manewrować autem. Chciał je ustawić z boku, równolegle do torów, a stanął tak, że część auta znalazła się na torach przodem do nadjeżdżającego pociągu. Dosłownie kilka sekund później rozpędzony skład zamienił karetkę w kupę pogiętych blach. Lekarz i ratownik zginęli, kierowca w ciężkim stanie trafił do szpitala.
– Cała polska ratownicza płacze – mówi Robert Judek z Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Poznaniu. Ratownik Artur U. miał 42 lata, lekarz Piotr Ż. – 33 l. – Kilkanaście minut wcześniej po odprawie żegnaliśmy się z uśmiechem na twarzy, bo nikt nie przypuszczał, że dojdzie do takiej tragedii – dodaje Judek.
Sprawą zajmuje się już prokuratura. - Na poniedziałek zaplanowana jest sekcja zwłok ofiar wypadku – mówi prokurator Smętkowski.