Wyniki prac rosyjskiej komisji badającej przyczyny tragedii w Smoleńsku zaprezentowali wczoraj Tatiana Anodina, szefowa Międzynarodowego Komitetu Lotnictwa (MAK), i polski obserwator Edmund Klich. Nie padła jednoznaczna odpowiedź, dlaczego doszło do katastrofy, ale Rosjanie sugerowali, że winę ponosi pilot.
W ciągu 40 dni pracy rosyjska komisja ustaliła m.in. że prawidłowo działał system TAWS ostrzegający przed zderzeniem z ziemią. Na osiemnaście sekund przed uderzeniem w ziemię system zadziałał po raz pierwszy. Ale pilot zignorował ostrzeżenie nakazujące poderwanie maszyny. Do tej pory nie udało się wyjaśnić, dlaczego pilot zszedł znacznie poniżej wysokości 120 metrów, czyli minimalnego pułapu, na którym można podjąć decyzję o lądowaniu lub przelocie na lotnisko zapasowe. Wiadomo, że piloci podchodzili do lądowania z włączonym autopilotem. Wyłączyli go dopiero 5 sekund przed uderzeniem w drzewo.
Według ustaleń ekspertów przyczyną katastrofy z pewnością nie był problem w komunikacji załogi z rosyjskimi kontrolerami lotów. Rozmawiano po angielsku i rosyjsku. Wykluczono też, że telefon satelitarny używany przez prezydenta mógł zakłócić pracę urządzeń pokładowych tupolewa. Ale jak podkreślono, wciąż analizowane jest to, czy kilkadziesiąt telefonów działających w samolocie tuż przed katastrofą miało na nią wpływ.
Rosjanie, przedstawiając wyniki badań, żalili się, że do tej pory nie otrzymali od strony polskiej informacji o przygotowaniu załogi tupolewa. Według nieoficjalnych informacji załoga obsługująca feralny lot nie latała ani nie ćwiczyła wcześniej w tym składzie.