- Naszemu profesorowi zabrali pieniądze za to, że nas leczy. Powinni zabrać tym, którzy wymyślili głupie limity na leczenie - oburza się Jan Kolbus (62 l.), który leży na oddziale chirurgii ogólnej Szpitala Uniwersyteckiego w Bydgoszczy. Ordynatorem tego oddziału jest właśnie profesor Arkadiusz Jawień. - Pan profesor powiedział nam, że nie może znieść cierpienia chorych, dlatego mamy na oddział przyjmować wszystkich potrzebujących. I tylko tyle - mówi nam jeden z jego podwładnych.
W Polsce na operacje przepukliny, woreczka żółciowego czy wycięcie tłuszczaka czeka się ponad rok. Przez ten czas chorzy cierpią niemiłosiernie, bo Narodowy Fundusz Zdrowia wyznacza limity na leczenie, czyli odgórnie ustala, ile zabiegów lekarze mogą przeprowadzić. Na oddziale profesora Jawienia nie było limitów ani kolejki. Teraz profesor Jawień za swoją pracowitość ma zapłacić z własnej kieszeni. - Za przekroczenie limitów potrąciłem mu z wynagrodzenia 7 tys. zł - przyznaje Andrzej Motuk, dyrektor szpitala. - Profesor i jego zespół od stycznia co miesiąc przekraczali limit operacji o 200 tysięcy złotych. Bardzo cenię pana profesora. To wybitny fachowiec. Jeden z najlepszych chirurgów naczyniowych na świecie. Wspaniały człowiek - przyznaje.
Sam prof. Jawień o finansowej karze dla siebie nie chce rozmawiać.
Andrzej Motuk, dyrektor szpitala uniwersyteckiego w Bydgoszczy musiałem go ukarać
- Profesor i jego zespół od stycznia co miesiąc przekraczali limit operacji o 200 tysięcy złotych. Ja nic na to nie poradzę. NFZ płaci za określoną liczbę zabiegów. Jak wykonamy więcej, to wpadamy w długi.