W wywiadzie dla "Wysokich Obcasów" Solska-Mackiewicz stwierdziła, że gdyby Mackiewicz był kobietą, byłby nią. A gdyby ona była mężczyzną, byłaby nim. Następnie przyznała, że nie ukrywa żalu do Krzysztofa Wielickiego, który kierował narodową wyprawą na K2. Jak wspominała: - Mam straszny żal do Krzysztofa Wielickiego (...) o to, że natychmiast nie próbował wysłać po Tomka helikoptera. Mieli opłacony depozyt, mogli go wykorzystać na ratowanie Tomka. Straszny jest we mnie ból z tego powodu. Bo śmigło stało gotowe do wykorzystania dla polskiej wyprawy, a ja w tym czasie z chatki w irlandzkiej wiosce organizowałam z kilkoma przyjaciółmi 50 tys. dolarów na zapłacenie za helikopter Pakistańczykom. Dodała przy tym, że do tej pory nie rozmawiała o tym zajściu z Wielickim. Twierdzi, że himalaista pewnie tłumaczyłby, że wysłanie helikoptera nie było takie proste.
Kobieta wyraźnie podkreśliła, że nie ma żadnego żalu do wspinaczkowej partnerki męża, ponieważ znała go na tyle, że wie, iż wolałby umrzeć niż pozwolić, żeby ktoś zginął za niego.
Tymczasem w rozmowie z Radiem ZET omawiała m.in. szczegóły wyprawy swojego ukochanego. Jak wspominała: - Wyprawa Tomka i Eli była wyprawą niskobudżetową. Tomek po prostu nie miał środków, nie miał wsparcia. To były wyprawy finansowane przez jego fanów, internautów i jego samego. Podobnie Elizabeth. Nie mieli wielkich sponsorów i wielkiego zaplecza. Jak to Tomek określił była to „bida z nędzą”. Podobnie też kwestie ubezpieczenia. Na to są potrzebne ogromne pieniądze. Z drugiej strony dotyczyło to też stylu, w którym wchodzili. Oni uważali ten styl za czysty. To nie jest styl z głębokim zapleczem finansowym, z pomocą szerpów, czyli tragarzy wysokościowych. Tomek i Elizabeth zawsze uważali, ze wspinają się w stylu czystym. Inna sprawa, że na szerpów nie było ich stać. Ale to nie o to chodziło. Ich ideowym założeniem było - wspinamy się tak jak potrafimy, o własnych siłach, nikt nas nie wciąga na górę, nikt nam nie targa gratów.
Anna Solska-Mackiewicz opowiadała również o pierwszy dniach po tych tragicznych wydarzeniach. Mówiła ona: - To były dla mnie strasznie trudne momenty i czas szoku wywołanego tym co się stało, czyli startą Tomka, akcją ratunkową, czasem nadziei, czasem walki o niego, czasem zaangażowania wspaniałych ludzi, ale były jednocześnie czasem obserwowania ze zdumieniem ocen ludzkich – pełnych nienawiści i pełnych jadu, do których ludzie czuli się uprawnieni (...) Przede wszystkim forma jest nie do zaakceptowania, to odzwierciedla moi zdaniem jakiś rodzaj naszej polskiej choroby. Ten język, ta forma idzie z góry, idzie od tzw. elit. Przyzwolenie na wstrętną mowę nienawiści idzie z góry. Drugą sprawą jest ocena moralna człowieka i jego wyborów, która dokonuje się w sposób uproszczony i niesprawiedliwy, ale też i czas, w którym ludzie pozwalają sobie na te oceny. Jesteśmy wolnymi ludźmi, więc mamy prawo oceniać wybory innych, ale dla mnie przy każdej ocenie należy się poważnie zastanowić i przede wszystkim mieć wiedzę na temat człowieka, ocenianej sytuacji, jego życia, jego otoczenia, itp. Żeby pokusić się na ocenę na jakikolwiek temat musimy mieć dane.