Ukradła dziecko z porodówki

2009-02-16 3:00

Serce Magdaleny M., mamy 2-dniowego Igorka, o mało nie pękło z przerażenia, kiedy usłyszała, że jej dziecko zostało porwane z salki dla noworodków krakowskiego szpitala. Natychmiast postawiono na nogi ponad setkę policjantów, dzięki czemu udało się odnaleźć maleństwo.

Okazało się, że porwała je Ewelina G. - 21-letnia kobieta, która nie była w stanie pogodzić się ze stratą własnego dziecka, więc postanowiła uprowadzić cudze.

Aż trudno uwierzyć, że ten horror wydarzył się naprawdę! Bo jak to możliwe, że szalona 21-latka bez problemu wmaszerowała na oddział położniczy krakowskiego szpitala? Tam - nie będąc przez nikogo niepokojona - przechadzała się między śpiącymi błogo nowo narodzonymi maluchami, oglądała, porównywała, szukała. W końcu jej wzrok zatrzymał się na ślicznym Igorku i podjęła decyzję: to ten. Zapakowała śpiące maleństwo do torby i zniknęła bez śladu...

Kiedy w końcu władze szpitala zorientowały się, co takiego się wydarzyło, zaalarmowano krakowską policję. Na szczęście funkcjonariusze szybko wpadli na trop szalonej porywaczki i - co najważniejsze - znaleźli nieszczęsne maleństwo. Igorek wrócił do swojej odchodzącej od zmysłów mamy, a jego porywaczką zajęli się policyjni śledczy.

Już tropiąc Ewelinę G., policjanci podejrzewali, że tylko ktoś niespełna rozumu byłby zdolny do czegoś tak potwornego jak porwanie noworodka. Podczas przesłuchania młodej kobiety potwierdziło się, że przeczucie ich nie myliło.

Ewelina G. zaszła rok temu w ciążę. Niestety dziecko, które nosiła pod sercem, nie dożyło do porodu - kobieta poroniła. Przeżyła koszmar, od którego kompletnie postradała zmysły. Przed rodziną i znajomymi dalej udawała, że jest w ciąży. W zeszły piątek oświadczyła im, że idzie do szpitala rodzić. Porwanego Igorka przedstawiła swojej teściowej jako własne dziecko.

Szalona porywaczka nie stanęła jeszcze przed prokuratorem, na razie jest pod obserwacją psychiatrów i to od ich decyzji zależy, jakie będą jej dalsze losy.

Najważniejsze jednak, że małemu Igorkowi nic się nie stało. - Nie ma żadnych oznak wyziębienia i wygłodzenia. Jego stan jest bardzo dobry - uspokajał po wszystkim Leszek Gora, rzecznik Szpitala Specjalistycznego im. Stefana Żeromskiego w Krakowie. Zapytany, jak to możliwe, że doszło do tego koszmaru, odpowiedział: - Rozpoczynamy dochodzenie, jak mogło do tego dojść. Mam nadzieję, że w połowie przyszłego tygodnia będziemy już wiedzieć, kto ponosi za to dopowiedzialność.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają