Wszystko zaczęło się późnym wieczorem na drodze w kierunku Otwocka. W tył jadącego tamtędy BMW wjechał nagle fiat. Sprawca kolizji i jego dwaj pasażerowie namawiali kierowcę BMW, by nie wzywać policji. Mężczyźni ustalili kwotę za spowodowane szkody i umówili się na przekazanie pieniędzy w Otwocku. Tam sprawy przybrały dramatyczny obrót. - Sprawcy kolizji rzucili się na kierowcę BMW, dotkliwie pobili, zabrali karty debetowe i telefony. Potem zmusili go do podania numerów PIN i podpisania umowy sprzedaży samochodu, a na koniec zamknęli w bagażniku auta - opowiada Rafał Marczak (28 l.) z zespołu prasowego Komendy Stołecznej Policji. Wyrzucili go dopiero kilka godzin później w Józefowie.
Poszkodowany mężczyzna od razu wezwał policję, która błyskawicznie ruszyła do akcji. Pomogły nagrania monitoringu z zapisem kolizji, dzięki którym zidentyfikowano właściciela fiata i jego kolegów. Jeden z patroli namierzył też poszukiwane BMW. Policjanci podjęli próbę skontrolowania kierowcy auta, ale ten, widząc otwierającego drzwi funkcjonariusza, gwałtownie ruszył. Policjant zdołał złapać się otwartych drzwi i tak przejechał kilka metrów. W tym czasie jego kolega użył broni. Niestety, BMW uciekło.
Auto odnalazło się kilkadziesiąt minut później w lesie. Zostało podpalone. Przy nim leżał Adrian S. (21 l.), który - jak się okazało - został postrzelony w nogi. Jego kompani, bracia Henryk R. (31 l.) i Michał R. (25 l.), wpadli trochę później. Wszyscy byli wcześniej notowani za kradzieże i rozboje.