Ukradli mi pieniądze dla chorego synka

2009-01-26 3:00

Kiedy Beata Kielar (25 l.) dowiedziała się, że jej synek ma białaczkę, obiecała sobie, że spełni każdą jego prośbę. Długo oszczędzała, by móc kupić Adriankowi (4 l.) pieska na baterie. Trudno opisać ból, który ogarnął ją, gdy drań bez serca okradł ją na szpitalnym korytarzu.

- Adrianek wie, że nie stać mnie na tak drogą zabawkę - mówi pani Beata z Łabuni-Reforma pod Zamościem (woj. lubelskie), która samotnie wychowuje synka. Nim chłopiec zaczął chorować, nie rozstawał się z kundelkiem Pimpkiem. Teraz nawet nie może pogłaskać swojego pupila. Musi przebywać w całkowicie sterylnych warunkach. Gdy odwiedza go mama, zakłada maskę na twarz, by nie rozsiewać bakterii.

- A zabawka, którą chciałam kupić, szczeka, macha ogonem i aportuje jak prawdziwy pies. Ale kosztuje aż 200 zł - mówi mama chłopczyka. Pani Beata długo odkładała, by spełnić marzenie synka. I udało się! Niestety. gdy pojechała z Adriankiem do szpitala w Zamościu, jakiś zbir ukradł jej portfel.

- Na chwilkę zostawiłam płaszcz na korytarzu, bo musiałam biec z małym do łazienki. Gdy wróciłam nie było w nim portfela - opowiada kobieta. Zniknęła też historia choroby. - Jak można okraść kogoś, kto jest w takiej sytuacji jak ja - rozpacza pani Beata. Adrianek powoli wraca do zdrowia. Ale wciąż marzy, by piękny zabawkowy psiaczek odwiedził go w szpitalnej sali.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki