- Adrianek wie, że nie stać mnie na tak drogą zabawkę - mówi pani Beata z Łabuni-Reforma pod Zamościem (woj. lubelskie), która samotnie wychowuje synka. Nim chłopiec zaczął chorować, nie rozstawał się z kundelkiem Pimpkiem. Teraz nawet nie może pogłaskać swojego pupila. Musi przebywać w całkowicie sterylnych warunkach. Gdy odwiedza go mama, zakłada maskę na twarz, by nie rozsiewać bakterii.
- A zabawka, którą chciałam kupić, szczeka, macha ogonem i aportuje jak prawdziwy pies. Ale kosztuje aż 200 zł - mówi mama chłopczyka. Pani Beata długo odkładała, by spełnić marzenie synka. I udało się! Niestety. gdy pojechała z Adriankiem do szpitala w Zamościu, jakiś zbir ukradł jej portfel.
- Na chwilkę zostawiłam płaszcz na korytarzu, bo musiałam biec z małym do łazienki. Gdy wróciłam nie było w nim portfela - opowiada kobieta. Zniknęła też historia choroby. - Jak można okraść kogoś, kto jest w takiej sytuacji jak ja - rozpacza pani Beata. Adrianek powoli wraca do zdrowia. Ale wciąż marzy, by piękny zabawkowy psiaczek odwiedził go w szpitalnej sali.