Bezlitosne trzy oszustki napadły na nią w domu i ograbiły z oszczędności ciułanych całe życie. - Lepiej już, żeby mnie zabiły, a nie zostawiały bez grosza - rozpacza Stanisława Matyja (75 l.) z Odrowąża koło Czarnego Dunajca (Małopolska).
Pani Stanisława jest wdową. Mieszka samotnie na skraju wsi. Bezlitosne oszustki dobrze o tym wiedziały, gdy około południa weszły do chałupy góralki, korzystając z tego, że drzwi były otwarte.
- Czy może nam pani dać szklankę wody - poprosiły, a gaździna nie odmówiła.
Potem nieznajome wyciągnęły z torby koc. Zaczęły go zachwalać i zachęcać do kupna. W pewnym momencie niczego nie spodziewającej się wdowie narzuciły go na głowę i docisnęły ją do łóżka. Jedna z kobiet złapała ją za gardło i poddusiła. Gospodyni nie miała najmniejszych szans na obronę. Choruje na serce, poza tym po operacji biodra z trudem porusza się, podpierając o tzw. balkonik.
- Czułam się jakaś zaćmiona, miałam mgłę przed oczami - opowiada nam zapłakana pani Stanisława.
Tymczasem złodziejki plądrowały izbę. Bez problemu pod pościelą w łóżku znalazły torebkę z pieniędzmi. Ukradły 4,4 tys. zł i 60 dolarów, po czym uciekły.
- To bestie bez serca - szlocha załamana góralka. - Już nigdy nie uzbieram na pogrzeb. Kilkusetzłotowa renta z trudem starcza mi na leki - rozpacza.
Pomimo poszukiwań oszustek pochodzenia romskiego policji nie udało się ich schwytać.
- Tylko tyle mi zostawiły - wdowa pokazuje w portmonetce jednogroszówki,