Wyróżnikiem konfliktu na linii premier - prezydent na Ukrainie jest to, że zmierzał on, a w końcu doprowadził do definitywnego rozpadu pomarańczowej koalicji. Przerodził się w kryzys parlamentarny, a nawet szerzej - kryzys państwowości.
W tym konflikcie ważna jest orientacja dwóch najważniejszych osób w państwie. Wiktor Juszczenko ma jasno sprecyzowane poglądy prozachodnie, euroatlantyckie. A Julia Tymoszenko? Nikt nie wie. Jeszcze rok temu była bardziej proamerykańska niż Juszczenko, a dziś jest w świetnych stosunkach z Kremlem, z którym łączą ją jakieś niejasne interesy. Lider Partii Regionów Wiktor Janukowycz w tej grze się nie liczy.
To również konflikt osobisty - ambicji i charakterów. Juszczenko liczył, że Tymoszenko będzie pozostawać numerem drugim, a ona stwierdziła, że zasługuje na więcej. Dlatego koalicję traktowała jako środek dla wzmocnienia swojej władzy - nie miała zamiaru wypełniać programu koalicji. Realizowała taką politykę, jaką uznawała za wygodną dla siebie.
Moim zdaniem w planowanych na 7 grudnia przedterminowych wyborach Tymoszenko przegra. W związku z tym nie będzie mogła uczestniczyć w kampanii prezydenckiej jako lider elit. W wyborach prezydenckich 2010 r. wystartuje z pozycji opozycjonistki, czyli bez wsparcia administracji państwowej, co zmniejszy jej szanse.
Z kolei Juszczenko może wrócić do dawnej mocnej pozycji, zwłaszcza wśród pomarańczowego elektoratu. Jeżeli poprze go elita administracyjna i biznesowa - wygra.
Podzieleni pomarańczowi nie stworzą już wspólnego rządu. Władza będzie polegała na paktach elit. Ukraina - tak jak swego czasu Polska - powinna mieć swój okrągły stół. Jednym z uczestników byłaby Partia Regionów, a drugim siły proprezydenckie. Takiego rozwiązania próbowano już bezskutecznie w 2006 r., ale myślę, że teraz by się to powiodło.
Wadim Karasjow
Ukraiński politolog, dyrektor kijowskiego Instytutu Globalnych Strategii. Ma 52 lata