Pan Henryk całe życie wiódł samotnie. Nie narzekał jednak na swój los, tym bardziej że od kilku lat każdą wolną chwilę spędzał ze swym ukochanym psem, którego dostał od znajomego. Nie przypuszczał, do czego zdolny jest jego pupil.
Gdy starszy, schorowany mężczyzna umarł w domu na serce, przez kilka dni nad jego ciałem pastwił się pies. Niewdzięczna bestia urządziła sobie ucztę z martwego ciała swojego pana.
Sąsiedzi nawet nie podejrzewali, jaki horror rozgrywa się w małym drewnianym domku. Tylko w oknie domu coraz częściej pojawiał się pies pana Henryka i patrzył się dziwnie na chodzących ludzi.
Kiedy mężczyzna długo nie wychodził, jego krewny Andrzej Chomiczuk (46 l.) postanowił sprawdzić, co się z nim dzieje. Gdy wszedł do domu swego wuja, powtorny widok dosłownie go sparaliżował. - Zjadł mu pół głowy - wzdryga się z obrzydzenia. Bestia wyżarła zmarłemu policzki, uszy, nos i usta. To był makabryczny widok.
Kiedy mężczyzna pochylał się nad zmasakrowanymi zwłokami, oblizujący krew z pyska potwór wymknął się z domu i przepadł bez śladu. - Musimy go znaleźć. Inaczej strach będzie kłaść się spać - mówią cicho ludzie z Jabłoni. I sołtys, i wójt Jabłoni obiecują, że szybko złapią okrutnego czworonoga. Bo choć wioska istnieje od kilkuset lat, nikt nie słyszał o tak makabrycznym zdarzeniu.