- Dlaczego Bóg zabrał właśnie jego? Dlaczego... - rozpacz kobiety nie ma granic. - Marcin oddał swoje życie za mnie - mówi pogrążona w żałobie matka.
Marcin Sobstel (†23 l.) ze wsi Kraski Dolne (mazowieckie) był zdrowy i wysportowany. Radość i optymizm przepełniały całe jego życie, dlatego jak nikt inny podtrzymywał na duchu schorowaną mamę. Sytuacja rodziny była trudna, bo pani Genowefa leczy się na nadciśnienie, a lekarstwa, które musi przyjmować, są bardzo drogie. Marcin harował więc jako stolarz, żeby pomóc finansowo mamie. - Jesteś całym moim życiem - powtarzał syn, z troską pochylając się nad losem matki.
Patrz też: Częstochowa: Zobaczyła śmierć synów w kartach
Feralnego dnia Marcin przyjechał bardzo zmęczony z pracy. - Miałem zły dzień - powiedział bliskim i postanowił zaraz iść spać. - Nie budźcie mnie - poprosił jeszcze rodzinę. Pani Genowefa jak zwykle pogłaskała syna po głowie i życzyła mu spokojnego wypoczynku.
Sen Marcina nie trwał jednak zbyt długo, bo późnym wieczorem jego mama zaczęła gwałtownie słabnąć. On, jakby kierowany przeczuciem, natychmiast wstał z łóżka i rzucił się na ratunek umierającej kobiecie, która nie dawała już oznak życia. Marcin zaczął więc reanimację, uciskał serce, robił sztuczne oddychanie, chłodził czoło zimną wodą. Szybko wezwał pogotowie i podtrzymywał matkę przy życiu.
Prawdziwy dramat rozpoczął się dosłownie kilkadziesiąt sekund przed przyjazdem karetki. Marcin był tak przejęty stanem swojej mamy, że sam stracił przytomność. Lekarz pogotowia równocześnie musiał więc ratować panią Genowefę i jej syna. Walka o życie kobiety zakończyła się sukcesem i półprzytomna pani Genowefa patrzyła, jak medycy reanimują Marcina. Niestety, po kilku minutach serce młodego mężczyzny stanęło. Przyczyną zgonu był zawał serca.
- Jeżeli Bóg chciał zabrać życie z tego domu, to przecież mógł zabrać mnie - płacze pani Genowefa. - To takie niesprawiedliwe, ja już byłam jedną nogą na tamtym świecie... - dodaje roztrzęsiona kobieta.