Śledczy badali, czy funkcjonariusze komendy miejskiej policji we Wrocławiu prawidłowo postępowali z zapisem z tasera, którym torturowano Igora Stachowiaka. Istniała wątpliwość, czy
czy osoba wykonująca kopie, a także jej przełożeni działali zgodnie z prawem. Policjant kopiujący nagrania z paralizatora, a następnie udostępniający kopie, mógł przekroczyć uprawnienia, ponieważ, jak się okazało, w komendzie miejskiej policji we Wrocławiu nie było formalnego stanowiska administratora systemu audiowizualnego paralizatorów.
Zgodnie z wynikami śledztwa, wyznaczono osobę do zgrywania materiałów. Funkcja administratora danych nie była formalna. Prokuratura stoi jednak na stanowisku, że w tym wypadku wystarczyło polecenie ustne skierowane do naczelnika wydziału prewencji, aby ten z kolei wskazał funkcjonariusza mającego po przeszkoleniu zgrywać materiały z paralizatorów. Do tego celu służył komputer ze specjalnym oprogramowaniem, który był zamykany w szafie.
Śmierć, nagranie, śledztwo
Policjant wykonał pięć kopii nagrania, które wstrząsnęło Polską. Widać na nim ostatnie chwile życia Igora Stachowiaka, skutego, wijącego się z bólu na posadzce toalety i raz po raz rażonego policyjnym paralizatorem.
15 maja 2016 r. Igor Stachowiak, niedługo przed nagraniem szokującego materiału, został zatrzymany na rynku we Wrocławiu. Być może policja wzięła go za osobę poszukiwaną. Opinia publiczna dowiedziała się o zdarzeniach mających miejsce na wrocławskim komisariacie dzięki reporterowi „Superwizjera” TVN Wojciechowi Bojanowskiemu. W wyniku śledztwa w sprawie śmierci Igora Stachowiaka oskarżono czterech byłych mundurowych. Grozi im do 12 lat więzienia.