"SE": - Czego możemy się spodziewać po wizycie amerykańskiej sekretarz stanu Condoleezzy Rice? Czy tylko podpisania umowy dotyczącej tarczy antyrakietowej, czy może czegoś jeszcze?
Zbigniew Lewicki: - Na pewno podczas wizyty zostanie podpisana polsko-amerykańska umowa dotycząca umieszczenia elementów tarczy antyrakietowej. Amerykańska sekretarz stanu będzie też na pewno rozmawiać z prezydentem i premierem. Będzie także prowadzić mające duże znaczenie w kontekście polityki rosyjskiej konsultacje z ministrem spraw zagranicznych Radkiem Sikorskim. Tak więc na pewno najważniejsze osoby w państwie spotkają się z Condoleezzą Rice.
- Jak donosi "Dziennik", między rządem a prezydentem trwają spory w sprawie miejsca podpisania umowy polsko-amerykańskiej. Gdzie pana zdaniem powinna ona zostać parafowana, w Belwederze czy może w pałacyku MSZ na Foksal?
- Biorąc pod uwagę protokół dyplomatyczny i kwestie równoważności stron, to niewątpliwie umowa powinna zostać podpisana w pałacyku MSZ. Dlatego że pani Condoleezza Rice jest sekretarzem stanu, a nie prezydentem czy wiceprezydentem. Natomiast gdzie to faktycznie będzie miało miejsce, trudno powiedzieć, ponieważ istnieją również pewne ambicjonalne względy, dla których prezydent Lech Kaczyński chciałby, by stało się to w Belwederze. Prezydent, który bardzo aktywnie działał na rzecz sfinalizowania umowy o tarczy, chciałby również udostępnić do podpisu pomieszczenia Belwederu po to, by podkreślić swą rolę w procesie negocjacyjnym.
- Czy politycy polscy prowadząc takie spory, nie narażają się na śmieszność w oczach opinii międzynarodowej, a przede wszystkim w oczach Amerykanów?
- W tym wypadku główny problem polega na niecodziennych metodach porozumiewania się ośrodków władzy w Polsce. Istnienie kilku ośrodków sprawujących politykę zagraniczną nie jest czymś nadzwyczajnym. Sytuacja, gdy kancelaria głowy państwa ma odmienne poglądy na politykę zagraniczną aniżeli strona rządowa, czyli minister spraw zagranicznych, zdarza się niemal w każdym państwie. Doskonale znana jest również w Ameryce. Jednak chodzi o to, w jaki sposób toczone są te spory, na jakim forum i jakie wrażenie wywierają na opinii publicznej i międzynarodowej. Nie powinny się przedostawać do opinii publicznej, powinny raczej pozostać za zamkniętymi drzwiami. I z chwilą gdy spory zostaną rozstrzygnięte, należy je ogłaszać wspólnie. Wówczas możemy mówić o normalnych sporach w państwie demokratycznym. Kiedy jednak spory te przybierają formę publiczną, głos zabierają kolejni uczestnicy jednego czy drugiego ośrodka, wzajemnie wytykając sobie kolejne sprawy, to bez względu na ich wynik zostaje niesmak. Nie na świecie, a przede wszystkim w Polsce, gdyż poza granicami danego kraju raczej nikogo to za bardzo nie obchodzi. Ale tak czy inaczej sprawa ta może pozostawić takie wrażenie, że nie wiadomo, kto właściwie w Polsce jest stroną decydującą.
- Czy tego typu umowa mogłaby zostać podpisana również w Stanach Zjednoczonych?
- Umowa dwustronna może być podpisana na terytorium jednego lub drugiego państwa, którego ona dotyczy. Różnica polega na tym, że podpisanie jej w Stanach Zjednoczonych przeszłoby tam bez echa. Odbyłoby się zapewne w Departamencie Stanu, bez specjalnego zainteresowania ze strony lokalnych mediów. Natomiast w Czechach i w Polsce można liczyć na nagłośnienie tego typu wydarzenia. Opinia społeczna w Polsce jest znacznie bardziej zaangażowana w ten proces niż amerykańska. Tak więc podpisanie umowy na terenie Polski przynosi obydwu stronom zdecydowanie więcej korzyści.
- Powiedział pan, że biorąc pod uwagę protokół, podpisanie umowy powinno odbyć się w pałacyku MSZ na Foksal. Co w takim razie rząd powinien zrobić, by jednak zaznaczyć rolę prezydenta w procesie negocjowania tarczy?
- Wszystko zależy od dobrej woli i współpracy obydwu zwaśnionych stron. Można by rozwiązać ten problem przez obecność prezydenta przy podpisaniu umowy przez ministrów. Można też sobie wyobrazić, że po podpisaniu umowy sekretarz stanu i minister spraw zagranicznych wspólnie jadą do prezydenta na spotkanie i formalnie informują prezydenta o jej podpisaniu. Tego typu procedura, rozegrana w świetle kamer, załatwiłaby zarówno kwestie protokolarne, jak i ambicjonalne. Taka forma przekazania informacji prezydentowi, który z tej okazji mógłby wygłosić oficjalne przemówienie podkreślające zasługi wszystkich stron, mogłaby rozwiązać problem.
Zbigniew Lewicki
Profesor w Instytucie Badań Interdyscyplinarnych UW. Ma 62 lata