Ostatnio spotkaliśmy minister Kopacz na szybkich zakupach w sklepie nocnym i jesteśmy zaniepokojeni. W koszyku lądowały serki, bułka, jakieś jabłko... Było już grubo po godz. 22. Ale szefowa resortu zdrowia dopiero wtedy mogła pomyśleć o sobie. Pracuje bowiem na okrągło.
Zaczyna wczesnym rankiem, a wychodzi późnym wieczorem, często około godz. 23. Najgorsze jest to, że gdy wraca do pustego pokoju w hotelu sejmowym, wcale nie kończy swojej pracy. W ministerstwie do teczki pakuje bowiem wcześniej pliki dokumentów, projekty ustaw. - Jeszcze przed snem przeglądam papiery - zwierza się nam Kopacz.
Chwile wytchnienia łapie w aucie, po drodze na kolejne spotkanie lub kiedy wraca do siebie. Słucha wtedy czytanych książek. Ostatnio jest to jej ulubiony "Cień wiatru". Bo na prawdziwą lekturę nie ma czasu ani siły. I tak od dwóch lat.
Od kilku dni Ewa Kopacz jest bowiem najdłużej urzędującym ministrem zdrowia w ciągu ostatnich dziesięciu lat! Piastuje to stanowisko dłużej niż jej poprzednik, prof. Zbigniew Religa (71 l.). I bez wątpienia jest też chyba najbardziej zapracowanym ministrem w rządzie. Jak nie strajki lekarzy, to brak pieniędzy w szpitalach, bój w Sejmie o reformy, a teraz świńska grypa. W Ministerstwie Zdrowia problemów nie brakuje.
- Ona za dużo pracuje. Za dużo pije kawy, nie je obiadów. Gdyby nie panie sekretarki, które jej podsuną kanapkę, to nic by nie jadła. Nawet nie ma czasu nacieszyć się zakupami jak kobieta, bo garsonki zamawia przez Internet albo telefonicznie. Tak długo nie pociągnie - mówi nam osoba z otoczenia pani minister. I rzeczywiście. Ewa Kopacz sama nie ukrywa, że jest mocno zmęczona. - Przy moim trybie życia muszę zwolnić - zwierza się nam pani minister.